poniedziałek, 4 maja 2009

Witold Gombrowicz - Ferdydurke


"Przez rysę w matowej szybie zajrzałem ostrożnie do łazienki. Inżynierowa, goła, wycierała udo prześcieradłem kąpielowym, a twarz jej, ciemniejsza w karnacji, mądra, zaostrzona, zwijała nad tłustobiałą, cielęce niewinną, beznadziejną łydką, jak sęp nad cielakiem. I była w tym straszliwa antyteza, zdawało się, że orzeł krąży bezsilnie nie mogąc porwać cielaka, który beczy wniebogłosy, a to inżynierowa Młodziakowa przypatrywała się higienicznie i inteligentnie swojej babskiej, klępowatej nodze. Podskoczyła. Stanęła w pozycji, rękami ujęła się pod boki i dokonała półobrotu tułowiem z prawa w lewo z wdechem i wydechem. Z lewa w prawo z wydechem i wdechem! Wyrzuciła do góry nogę, a stopę miała drobną i różową. Potem drugą nogę z drugą stopą! Puściła się w przysiady! Dwanaście przysiadów odwaliła przed lustrem, oddychając przez nos - raz, dwa, trzy, cztery - aż biusty klaskały, aż i mnie nogi zadrgały, i byłbym ruszył w pląs piekielny, kulturalny."

Znów zacznę od zachwytu nad poezją ukrytą w prozie Gombrowicza. Och! Ach! Cudnie! Genialnie! Jeszcze okruszek;)

"Szła spokojnie z podniesioną głową, a na twarzy jej widniała szczególna mądrość, rzekłbym, mądrość urządzeń kanalizacyjnych. Szła z pewnym nawet nabożeństwem, w imię świętej naturalności i prostoty i w imię racjonalnej higieny porannej."

Dobrze, a teraz coś z powieści. Nie wiem jak wiele zrozumiałem. Treść pozornie prosta i oczywista. Chciało by się rzec co tu rozumieć. To co ukryte ukrywam również w sobie. Skoro autor tak chciał, czy mi wolno być mądrzejszym od niego (odnośnie oczywiście jego twórczości;) ). Co mnie zachwyca w Słowackim to nie na ten wpis, bo jak nie zachwyca skoro zachwyca. W Gombrowiczu jednak coś innego, absurd wpleciony w rzeczywistość tak sprawnie, że świadomi bezsensu zaistniałego zdarzenia zupełnie poważnie zastanawiamy się nad relacją z tego wynikłą. Może to tylko symbolika, może. Jednak jak niezmiernie przyjemnie mi jest gładzić dłonią powierzchnię jego dzieła niczym aksamit skóry, zamiast wywalać bebechy w poszukiwaniu domniemanych, połkniętych klejnotów.

Przecież dla szukających głębiej jest duuuużo w otartym tekście. ;))))

"Reszta jest milczeniem. Czy wreszcie my stwarzamy formę, czy ona nas stwarza? Wydaje się nam, że to my konstruujemy - złudzenie, w równej mierze jesteśmy konstruowani przez konstrukcję. To, co napisałeś, dyktuje ci sens dalszy, dzieło rodzi się nie z ciebie, chciałeś napisać to, a napisało ci się coś zupełnie odmiennego. Części mają skłonność do całości, każda część zmierza do całości po kryjomu, dąży do zaokrąglenia, poszukuje dopełnienia, doprasza się reszty na obraz i podobieństwo swoje. Umysł nasz wyławia z rozbełtanego oceanu zjawisk jakąś część, dajmy na to - ucho albo nogę, zaraz na początku dzieła nasuwa się nam pod pióro ucho albo noga i potem już nie możemy wybrnąć z części, dopisujemy do niei dalszy ciąg, ona nam dyktuje wszystkie pozostałe członki. Dokoła części owijamy się jak bluszcz dokoła dębu, początek zakłada koniec, a koniec - początek, środek zaś stwarza się między początkiem a końcem. Absolutna niemożność całości znamionuje ludzką duszę. Cóż tedy począć mamy z taką częścią, która się urodziła niepodobna do nas, jakby tysiąc jurnych, ognistych ogierów nawiedziło loże matki naszego dziecięcia - ha, jedynie chyba dla uratowania pozorów ojcostwa musimy z całą potęgą moralną upodobnić się do naszego dzieła, gdy ono nie chce być do nas podobne."

Zrozumieć sens tego cytatu, a zdań takich jest przecież wiele. A może to zwykła kpina. Podzielam jego zdanie odnośnie snobizmu artystycznego, bohemy, ćwierćinteligentów. Może to dla nich są te rozważania, a może ja lekko ułomny...

ale/bo... "Koniec i bomba A kto czytał, ten trąba! W. G."

ps Skorzystam z tej notki i z pewną dozą nieśmiałości skrytykuję Teatr Tv pod tym samym tytułem. Gra aktorska bez zastrzeżeń, dobra, bardzo dobra, nie ma specjalnie znaczenia. To, że adaptacja rozumiem, że zmiany baaardzo dowolne - cóż, trudno. Jest jednak kilka miejsc, które w tekście wynikają jako konsekwencja czegoś. W sztuce pominięto ich sens, zaznaczono obecność. Gdy nauczyciel wspomina o wizytacji w szkole czytając książkę wiemy skąd się wzięło to omyłkowe przeświadczenie i kogo uznano wysłannikiem z kuratorium. A widz ma pustkę. Gdy pod okno nowoczesnej pensjonarki podchodzi w trakcie zamieszania żebrak z zieloną gałązką w ustach widzimy tylko żebraka, który coś trzyma w zębach. Ot jakiś ciekawski. Po co więc zaśmiecać scenę i tak zapełnioną akcją? Chyba robię się nazbyt upierdliwy;)

pps Mam gdzieś nagraną niemiecką ekranizację. Teraz z czystym sumieniem mogę się z nią zapoznać.

2 komentarze:

M pisze...

:)))))) Poddaję się, zaiste Gombrowicz Wielkim Poetą jest! :)))
Przyznaj choć, proszę, że jego estetyka jest dość... niekonwencjonalna ;)))))))

tylkodlam pisze...

Niekonwencjonalna?;))) - zdecydowanie!!! ale jego zdania mają to tempo, tą melodię, którą odnajduję jedynie w poezji (wiem, że to bardzo subiektywne odczucie, absolutnie niemierzalne).