niedziela, 7 czerwca 2009

Stanisław Grzesiuk - Boso, ale w ostrogach

Powieść autobiograficzna. Pierwsza z trzech. Ta obejmuje okres nastolatka w międzywojennej Warszawie. Od strony opisów życia i obyczajów jest ciekawa. Tańczenie chłopaków między sobą, dziewczęta ... "bo tak wypada", a nie przedmioty seksualnego użytku. Właściwie to jak na tamten okres, to nie widzę nic specjalnego. Ale Grzesiuk to opisał. Było wielu cwaniaczków na ulicach Warszawy, młodych chłopaków wałęsających się bez pracy, kombinujących w czasie wojny, setki tysięcy wywiezionych na roboty lub trafiających do obozu, pragnących zostać zmobilizowanymi. Opisał to i zachował potomnym. Sam sposób mnie co prawda razi, ale to nieistotne. Po prostu nie wierzę, że był taki idealny. Ok, przełknę, że kradł, kombinował, a za to co zarobił wypożyczał książki (choć w domu żadnego wzorca, wśród znajomych podobnie), ale że nie uczył się wogóle matematyki, nie chodził na lekcje, nie odrabiał zadań a jako jedyny w klasie potrafił odpowiedzieć na wszystkie pytania na egzaminie, że z żadnej bijatyki nie rezygnował, ale nigdy sam nie oberwał, że chodził z pistoletem, noża nie wahał się urzywać nawet w bijatyce szkolnej, a tu się potrafił litować jak komuś dziewczynę próbowano odbić. Przechwałek nie ma końca. Wszystkie najlepsze pomysły jego, wszystkie najszlachetniejsze również. Mało przekonujące;) A jak błyszczał w środowisku studentów, tu lekko przegiął.
A co tam, jego sprawa. Mi w pamięci pozostanie opis zabaw młodzieży warszawskiej tamtego okresu.

Samo zakończenie, zdarzenie jakich wiele. Juz po wojnie (Grzesiuk przeszedł obóz koncentracyjny, podejrzewam, że to go tak uszlachetniło "retrospektywnie" w swej autobiografii;))) ), młodzież w tramwaju. I słyszy z ust podpitego chłopaka "Żyć się nie chce". Co on sobie pomyślał to oczywiste. Ale mi nasunęła się inna refleksja. Tak jest z każdym pokoleniem. "Tym młodym to będzie łatwiej". I jak zwykle "guzik prawda" - inaczej, ale czy łatwiej?

ps Znalazłem recenzję, gdzie ktoś się nie zgadzał, że to powieść dresiarska. No i co ta Masłowska najlepszego narobiła. Gość w dresie to powieść dresiarska. Pochodzi on z tej nieeleganckiej części Warszawy. A każdy kto z Pragi czy Mokotowa to, że dresiarz. Nieważne, że dresów wtedy nie było, że nawet te łajzy na zabawę znajdywały gajerki i kapelusze;))) Głupotą jest określać to powieścią dresiarską. Nie mniejszą polemizować, z tą tezą;))) A słowa charakterny, ciapciak... prawda, że ma to swój urok.

Brak komentarzy: