czwartek, 31 grudnia 2009

Haruki Murakami - Na południe od granicy, na zachód od słońca


"Na widok tego zdjęcia poczułem ból w piersiach. Patrząc na nie uświadomiłem sobie, jak potwornie dużo czasu straciłem. Tyle cennych lat, których już nigdy nie odzyskam, choćbym usilnie starał się je przywrócić. Ten czas istniał tylko wtedy, tylko tam. Bardzo długo wpatrywałem się w to zdjęcie.
- Co w nim takiego interesującego? - spytała.
- Próbuję uzupełnić przerwę w czasie - odparłem. - Minęło dwadzieścia pięć lat , odkąd Cię ostatnio widziałem. Chciałbym wypełnić tę lukę choćby trochę."


Ufffff ;))) O choroba;) ta książka mnie kosztowała sporo emocji. Szok. Niewielka. Wśród jego książek niepozorna. Bbrrrr ... muszę sie otrząsnąć.
Na pewno inna kultura, na pewno inna mentalność, inna moralność, inne realia, inne...
Dawno nie przeczytałem jednak czegoś równie mi bliskiego. Jakby była o mnie. Jakieś zmiany kosmetyczne, zmiana zakończenia, wiadomo, ale środek? Najnormalniej wyciagany z mojej głowy. Pisze to na gorąco, pewnie aż za gorąco. Więc zrobię jakiś dystans. Oki, postać bohatera nie jest mi specjalnie bliska, za to jego przeżycia tak cholernie;))), moje, znane, codziennie przerabiane.
Dziwna to recenzja;))) Nie napisze słowem o czym, w sensie fabuły jest książka. Może nawet wcale nie być czymś wspaniałym w świecie literackim. Nie specjalnie mnie to obchodzi. I może to wszystko co w niej jest to także tylko iluzja, którą do siebie naciągnąłem;) Ale emocje...

środa, 30 grudnia 2009

Philip K. Dick - Ubik

"Wrócił do kuchni, przetrząsnął kieszenie w poszukiwaniu dziesięciocentówki, a następnie za jej pomocą uruchomił ekspres do parzenia kawy. Wdychając jej niezwykły — w każdym razie dla niego — aromat, spojrzał na zegarek i stwierdził, że upłynęło
już piętnaście minut; podszedł więc energicznym krokiem do drzwi wejściowych apartamentu, przekręcił gałkę i odsunął zasuwę.
— Proszę o pięć centów — powiedziały drzwi, nie otwierając się.
Przeszukał kieszenie, ale nie znalazł w nich już żadnych monet — ani jednego centa.
— Zapłacę jutro — powiedział do drzwi. Znów próbował kręcić gałką, ale drzwi pozostawały szczelnie zamknięte. — Pieniądze, które ci daję, to w gruncie rzeczy napiwek. Nie mam obowiązku ci płacić!
— Jestem odmiennego zdania — odparły drzwi. — Proszę sprawdzić w kontrakcie, który podpisał pan kupując ten apartament.
Znalazł dokument w szufladzie biurka; od czasu podpisania go musiał się do niego wielokrotnie odwoływać. No jasne: obowiązywała go opłata za otwieranie i zamykanie drzwi — nie był to więc napiwek.
— Jak pan widzi, mam rację — powiedziały drzwi tonem pełnym satysfakcji.
Z szuflady znajdującej się obok zlewozmywaka Joe wyjął nóż z nierdzewnej stali i zabrał się do odkręcania śrub w zamku swych chciwych drzwi.
— Zaskarżę pana — powiedziały drzwi, gdy wypadła pierwsza śruba.
— Nigdy nie byłem jeszcze zaskarżony przez drzwi — powiedział Joe Chip. — Ale myślę, że jakoś to przeżyję."


Jedna z tych ksiązek, które przeleżały na półce (ta 19 lat;))) ) czekając na przeczytanie. Ale tutaj to była kwestia jedynie czasu, bo nie mogło byc inaczej. Czasem sie jednak zastanawiam - czemu tak długo, czemu nie wcześniej. Nie ważne;).
Dick jak to ma w zwyczaju przedstawia swoją rzeczywistość w pozbawionej barier przestrzeni. Ciało, umysł, czas, przestrzeń. Nic nie stanowi ograniczenia. Śmierć jest tutaj ledwie półżyciem z pozostawionym kontaktem, z własnym światem zachaczającym o kolejna przestrzeń do zagospodarowania komercyjnego. Korporacja zlecająca usługi przewidywania przyszłości, preparat poprawiający rzeczywistośc lub coś co się nią wydaje, (...). Dick nie tworzy przedmiotów przyszłości tylko systemy funcjonowania. Oby się pomylił;)

Jeśłi ktoś poprosi mnie o dobre s-f napewno ta książka będzie jedną z tych poleconych.

niedziela, 27 grudnia 2009

Harry Potter i Książę Półkrwi - Harry Potter and the Half-Blood Prince (2009)


Negatywne nastawienie? Ale bardzo delikatnie. Jak do Terminatora;))) Jemu nawet wyszło na dobre. Tutaj tak sympatycznie już nie było. Romansidło i to nudnopierdne. Przekładki z poprzednich części, trochę gadgeciarstwa co już jest standartem (choć do Bonda - kosmos oddziela). Jak za każdym razem rozmydlenie wartości, ale pal je licho bo kino juz dawno zrobiło z tego miazgę. Więc o co mi chodzi. Nuda, nuda, nuda. Nic się nie dzieje. Trwa grubo ponad dwie godziny i niestety wieje nudą. Zagadka zmierza do końca więc śledzący serię obejrzą. Ja tak zrobiłem i ostatnią część też obejrzę. Ale czuć zadyszkę. A scena gdzie Harry Poter rozmawia z Gandalfem;)))) masakra. A w tle wieże z Władcy....
I takie bezsensowne dialogi stylizowane na mądre "Żyjemy w głupich czasach". Każde takie same, ale czy napewno głupie?

Dwunastu gniewnych ludzi - 12 Angry Men (1957)

Co mam pisać o tym filmie. Uwielbiam go. Może nie tak jak "Dzień świstaka";))) ale to w nim jest właśnie to wszystko co jest piękne w kinie. To wypolerowanie teatru. Wielka uczta kinomana, ale przecież są święta;))))

niedziela, 20 grudnia 2009

Pod Obserwacją - Hardwired (2009)

Val Kilmer gra w coraz gorszych filmach. Jego nazwisko i gatunek s-f/akcja skusił mnie bym to zobaczył. 15 minut mało wciągającej "kupy" z akcją gdzie znów światem rządzą korporacje. Klasyczny mózgojeb. Włączę sobie coś innego.

Ocena - toksyczny.

Afonia i pszczoły (2008)


Mogę pisać takie bla bla bla, że filmy Kolskiego dla nas to jak Hertzog dla Niemców czy Woody Allen dla Amerykanów. No właśnie takie bla bla bla;))) Pytanie tylko poco? By wstęp był ładny? Dobrze, starczy;) Ten film jest tym co mnie w kinie ostatnimi laty interesuje. Relacje ludzkie w dość skromnie skonstruowanej rzeczywistości. To co otacza bohaterów jest ciekawe, ale nie przysłania tego co najważniejsze - emocji. Jest wiele scen charakterystycznych dla naszego kina, takie "dłużyzny". Powinny dawać wytchnienie i sekundy odpoczynku. Nie tu;))) Tutaj niosą w sobie więcej przekazu skrywając czasem całe dni rozmyślań bohaterów.
Ale co tam. Zamiast dalszego rozpisywania się jeden króciutki monolog Afonii -
"Daj spokój Rafał. I po co to? Jestem ja, Ty i on. I tego nie zmienisz. Więc po co z tym walczyć." No właśnie. Choć życie czasem się gmatwa, to jednak wszystko jest bardzo proste i oczywiste. Tylko my bardzo skomplikowani;) W końcu jesteśmy ludźmi;)))

Kac Vegas - The Hangover (2009)

Temat wieczorów kawalerskich i wypadów do Las Vegas występował już w przeróżnych wersjach. W znamienitej większości jako komedie. I zawsze się przy tym można było dobrze bawić. Najlepiej w większym towarzystwie. Tym razem oglądałem go sam.

czwartek, 10 grudnia 2009

Teatr Miejski w Gdyni - F. Dostojewski "Gracz"

Dostojewski to klasyka. Prosto i przejrzyście. Bez udziwnień i kontrowersji. Co jeszcze jest pasją a co już nałogiem. Gdzie kończy się miłość a zaczyna nienawiść. Tak zakręca się życie zakochanego hazardzisty. Czary miłości odlatują. Ruletka pozostaje. Ale trzeba być twardym;) Jutro może być to ostatni raz.
Filip Frątczak zagrał jak dla mnie bardzo dobrze. I to nie aktorski obowiązek lecz jedynie korzystanie z warsztatu jaki dają studia aktorskie. Tu jest wiara w każde wypowiadane zdanie. To cieszy. Uwiarygadnia treść.
Dodam tylko, że autorzy doskonale wykorzystali publiczność jako jeden z rekwizytów. To bardzo uatrakcyjniło przedstawienie. Polecam (bardzo, bardzo;))) ).

Terminator: Ocalenie - Terminator: Salvation (2009)


To dobry przykład gdy nie spodziewamy się zbyt wiele po filmie i jesteśmy mile rozczarowani;). Taka jest ta część. Sam pomysł Terminatora jest na raz. Potem to już tylko modyfikacje dzięki coraz to lepszym efektom po które jak wiemy współczesne kino sięga coraz bardziej zachłannie. A tu proszę wyszedł klimatyczny film sf z takim modernistycznym zacięciem. Bez wielkich fajerwerków, bez niesamowitego rozmachu. Fajny. Specjalnie o fabule nie ma co pisać. Nic wybitnego. Zakwalifikuję ten film do kategorii - można obejrzeć.

Efekt motyla 3 - Butterfly Effect 3: Revelations (2009)


To był czas na sporo zakręconych filmów. Requiem dla snu, Tożsamość, Memento, Oszukać przeznaczenie i m.in. Efekt motyla. Zrobił na mnie wrażenie. Świeżość i oryginalność realizacji choć temat gdzieś tam się już pojawiający. Można cofnąć się w czasie i zmienić przyszłość. Drugiej części nie oglądałem, a ta ... Cóż. W mojej własnej skali ocen - kupa straszna.

niedziela, 6 grudnia 2009

Nie zadzieraj z fryzjerem - You Don't Mess with the Zohan (2008)

To jedna z komedii z dość prymitywnym humorem. I co z tego. Mnie rozśmieszyła w wielu momentach. Adam Sandler występuje głównie w bardzo pozytywnych filmach. I tym razem przesłaniem był bezsens wojny izraelsko-palestyńskiej. Polecam;)))

Przebłysk geniuszu - Flash of Genius (2008)

Wynalazca wycieraczek przedstawia swój pomysł firmie Ford. Zostaje z niego okradziony. Walczy o prawdę i odzyskanie praw patentowych. Proponuje się mu wielkie pieniądze za odstąpienie. Uparcie brnie dalej. Traci swą miłość, która była inspiracją by wymyśleć ruchome wycieraczki.
Jest to biografia, więc nie ma co poddawać bohatera osądom. Czy jednak duma i pasja może przysłonić miłość? Czy jest to na pewno to uczucie?
Jako film - nic specjalnego.

środa, 2 grudnia 2009

Jonathan Carroll - Dziecko na niebie

No i mamy problem. Ciągnęło mnie do tej książki od pewnego czasu bardzo. Mam ją w domu już 18 lat;))). Chciałem jednak najpierw przeczytać "Krainę Chichów" tego autora. Była drukowana w fantastyce, a ja się zgapiłem i mi umknęła. Nadal jednak chcę przeczytać. Ta powieść jednak mnie rozczarowała. Jestem zawiedziony. Bardzo mocno. Minęło parę godzin a ja musiałem spoglądać na ostatnią stronę by przypomnieć sobie zakończenie. Znudzony, znudzony, znudzony. Pewnie nie powinienem, ale znudzony, znudzony... muszę szybko znaleźć coś sensownego do czytania.

pa O czym była ta książka. Reżyser horrorów popełnił samobójstwo i miał taśmy dla znajomego, też reżysera ale filmów ambitnych. Takie które pokazywały zdarzenia których obejrzeć się nie da. I on musi nakręcić teraz ostatnią część. Wszystko ponaciągane jakby na siłę. Nie lubię takiego pisarstwa.

Pociągi pod specjalnym nadzorem - Ostře sledované vlaky (1966)

Jakąś chwilę temu czytałem książkę. Film najczęściej wówczas nie staje się niczym więcej niż utrwaleniem treści. Tym razem również wspomaga pamięć. Ale to jest doskonały obraz. Sceny są czytelne choć kryją w sobie niewypowiadane dialogi albo skonstruowane zachowania na daną sytuację (np zachowanie na peronie po zbliżeniu). Zresztą nie mi poddawać krytyce takie dzieła. Lubie czeskie kino właśnie dzięki takim obrazom. I tyle.
A o fabule? Chyba jest na blogu przy książce. Nie zmieniła się specjalnie;)

Narzeczony mimo woli - The Proposal (2009)


Muszę być szczery bo jaki byłby inny sens bym to pisał;). Ubawiła mnie ta komedia i momentami to nawet bardzo. Sandra Bullock wygląda jakby po liftingu i do innych filmów niż komedie romantyczne się nie nadaje. Ten goguś to klapa aktorska pełną gębą, hm... bliżej tej klapie do deski klozetowej. Gra aktorska na poziomie kioskarza. I fabuła standard. Najpierw się bardzo, bardzo nie lubią czy nawet nienawidzą a potem kochają. Jedno za drugim pędzi na koniec świata czy coś w tym stylu. I tak oczywiście jest tym razem. I dobrze. Wszystko sie kończy happy endem, a my oddychamy po tych zabawnych emocjach z uśmiechem;))) Takie bajki dla dorosłych.

Stritrejserzy - Stritreysery (2007)


Rosyjskie kino zieje rozmachem realizacji. Rozwalane auta typu Ferrari zawsze będą obciążać budżet. Generalnie to jest to coś na wzór "Za szybcy za wściekli" z dodatkiem gry "Need for speed" z klimatem Blues Brothers (to tam było najwięcej pościgów z udziałem policyjnych samochodów i następnie ich wraków). I może taki słowiański smaczek w postaci "Młode wilki". Fabułą to jednak inna bajka. Polotu i fantazji tu tyle co na meczu rugby.

czwartek, 19 listopada 2009

Wino Truskawkowe (2008)

Dziś mija jeden z dni, które gdyby dało radę to bym powtarzał w nieskończoność, gdzie jeśli miałbym wprowadzic jakieś korekty to tak niewielkie, że warte pominięcia. Chciałem jeszce jakiś film na dobranoc. Komedia by pasowała do nastroju. Tytuł zapowiadał cos zdecydowanie bardziej lekkiego niż się okazało. Jednak to bardzo dobry film. Wciągnął mnie. Oglądając zacząłem rozumieć życie. Brzmi to groźnie, ale to taka refleksja, przymiarka;) Proste ludzkie życie, jak w "Złodzieju ryb". Nie ma pragnień luksusu. Cieszy wypożyczona kaseta (porno ciii;))) ), pierogi... Pojawia się szansa na miłość. Dużo emocji mi wciąż tkwi w głowie po obejrzeniu. Trudno to poukładać. Bo wszystko to łączy mi się z rzeczywistością, ze zdarzeniami z dziś. Czuję ten krzyk bółu w głównym bohaterze. Gdyby mnie to spotkało byłby on moim. I czuje tą pustkę bez nadzieji, byłaby moją. A gdzieś w tle ciepłe słowa "trzeba żyć chłopie, trzeba żyć". Dla kogo? Dla siebie?
Scenariusz na podstawie "Opowieści Galicyjskich" Andrzeja Stasiuka. A z ciekawostek to świetną postać stworzył Maciek Stuhr, niewielką ale Oskar w kategorii drugoplanowej.

Dwa złote colty - Warlock (1959)

Anthony Quinn i Henry Fonda. Klasyczny western. Jest banda, która nie boi sie prawa, więc ktoś musi zaprowadzić porządek. Jakieś relacje damsko męskie, jakis dramat. Nic specjalnego. Trochę się namęczyłem by obejrzeć do końca.

piątek, 13 listopada 2009

Ballada o Cable Hogue - The Ballad Of Cable Hogue (1970)

Zupełnie nieklasyczny western, choc zapowiadał się zwyczajnie;) Kumple zostawiają na pustyni głównego bohatera na pewną śmierć. Ten odnajduje wodę dzięki czemu udaje mu się przeżyć. Ba, staje się dzięki temu bardzo bogatym człowiekiem. Poprzysięga jednak zemstę. Po drodze zakochuje się w prostytutce. By była w pełni ballada umiera w dośc zabawnych okolicznościach (by widz dostrzegł mrugnięcie okiem;) ). Są sceny o zabarwienu musicalowym, są stylizowane na komediowe podkręceniem szybkości przewijanej taśmy. Dlaczego to taki niepełny western - tylko dwa trupy. Nic specjalnego? Tak, ale to miał być film do spania a zasnąłem jak obejrzałem do końca.

ps Super piosenka początkowa. Kiedyś to Jerry Goldsmith potrafił skomponować coś subtelnego, kameralnego. Bo teraz to wielkie, symfoniczne, wtórne (era komputerów ułatwia "kopiuj - wklej")

Sierżant Bilko - Sgt. Bilko (1996)

Dwóch aktorów gwarantujących dobrą komedię. Dan Aykroyd i Steve Martin. Dan może już nie grywa głównych ról, ale za to Steve zawsze i ... nigdy nie natrafiłem na zły film z nim w obsadzie. Duża dawka ciepłego humoru i romantyczny wątek - to cechy charakterystyczne. W mojej wyobraźni Steve jako człowiek jest normalnym gościem, osadzonym na krawędzi Hollywood, na tyle by dostawać role;). Pamiętam jego komentarz po rozdaniu Oskarów kilka lat temu. Został on raczej przemilczany przez światowe media, bo brzmiał - "i znów wygrała pedalska mafia" - no comments;))). Może zgryzota, może odwaga.
W tym filmie wciela się on w opętanego hazardem sierżanta zamieniającego koszary w centróm rozrywki i wszelkich możliwych zakłądów. Aykroyd gra jego dowódcę. Ja się ubawiłem;))).

wtorek, 10 listopada 2009

Zack i Miri kręcą porno - Zack and Miri Make a Porno (2008)


Spora moc. Szczęśliwie w dialogach. Bo tak naprawdę to komedia romantyczna i to z kategorii tych które lubię bo z dodatkiem kretynizmów z American Pie;))). A gdy wymyślali tytuł (miała być to parodia, albo lekki sequell czegos znanego) trudno było się nie zaśmiać - "Świt żywych fiutów" czy "Mroczne dildo". Robi się niesmacznie? Oki. Koniec na temat tego filmu.

ps Polecam;)))))))))

niedziela, 8 listopada 2009

Rafał Wojasiński - Złodziej ryb

"Jestem nikim na tym świecie. Ludzie mnie wyśmiewają, poniżają. Przy tym w niczym nie rozpoznaję sensu Boskiego. Chcę więć przejść życie, nasycić się obrazami wschodów i zachodów słońca, chcę oglądać lasy, pracujących ludzi, chcę zmysłowo zwiedzać świat"

Zbiór opowiadań, który jeździł ze mna samochodem dość długo. Ale takie krótkie formy można z doskoku czytać, tym bardziej, ze jednak chwilami dość jak na mój gust jeśli nie wtórne to przynajmniej mocno powiązane tematycznie. Książka o zupełnie nieważnych chwilach. Szarośc dni w pierwotnej postaci, w drapieżnym instynkcie. Więc skąd moralnośc, wiara, filozofia? No właśnie - coś zjeść, wychlać (tak, dokładnie;) ), pójść na grzyby by na kolację były smażone borowiki (a nie by zrobić sobie spacer po lesie, chociaż...). Był taki moment w książce gdy wydawało mi się wszytsko jest spójne. Jedna wieś, bohaterowie przeplatają się, ale wciąż ci sami. A potem kilka opowiadań jakby z innego tomiku. Ale lepszych... Ukryta wolność.

"Z wykształcenia był nauczycielem, ale to zajęcie przerastało jego możliwości, brakowało mu serca do ciągłego wypełniania dokumentów i prowadzenia fikcyjnych zajęć, które trzeba potem opisywać w sprawozdaniach.. Znalazł wreszcie informację o pracy dla siebie. Pomoc przy prowadzeniu gospodarstwa w zapadłej wsi na Kujawach.. Dojechał tam kolejką wąskotorową. (...) W poczekalni, na niedużym dworcu stała koza i dwie ławki. Drzwi się nie domykały, piecyk zupełnie zimny, miał urwane drzwiczki.........
(...)
Jestem coraz bardziej śpiący. Odkąd pracuję u Słowika w Pasiece ciągle jestem zmęczony, brakuje mi czasu. Przestałem rozmyślać. Prawie nie widuję ludzi. Dostałem dwa pomieszczenia w starej chałupie parobka z czasów przedwojennych, kiedy gospodarstwo należało do Niemca. Białe ściany drewniana podłoga. Jakoś wszystko wyszykowałem. Jest sucho i ciepło.
Niech te słowa będą ostatnimi śladami po mnie."

niedziela, 1 listopada 2009

Noc w muzeum 2 - Night at the Museum: Battle of the Smithsonian (2009)

Zacząłem ten film oglądać. Pamiętam pierwszą część. Sporo fajnych efektów, bardzo kolorowy, parodiowanie ile się da innych filmowych hitów. ... i tylko zalążek fabuły. Tą wyłączyłem. Nuda.

Bibliotekarz III: Klątwa kielicha Judasza - The Librarian: Curse of the Judas Chalice (2008)


Trzecich części ciąg dalszy;))) Ten film to luźna impresja na temat Indiany Jonesa. Ten sam klimat, podobny żart, ale dużo tańszy. Odwołania do legend, archeologii, magii... Podobnie jak pierwsza część takie lightowe kino (druga część mnie znudziła więc lightowy to miałem jedynie sen w trakcie jej "oglądania").
U Indiany wszystko dzieje się na serio, tu z przymrużeniem oka. Harrison Ford gdy go ktoś zwiąże miota się kombinuje jak tu się uwolnić. A tu kiedy główny bohater dowiaduje się, że zaraz zostanie zamordowany puszca oko do reżysera, bo wie że ten nie pozwoli by go zabić;), ba zabić!, nie pozwoli by mu się zbytnio fryzura rozwichrzyła;). Taki to film. Ale najgorsze to jest co innego. W "Zmierzchu" z wampirów zrobiono wegetarian, a tu łagodna kotka z lodówką pełną krowiej krwi... miedługo w Hollywood jako najlepsze i najbardziej poszukiwane przedszkolanki będą zatrudniane wampirzyce. I to mnie boli najbardziej jak dla celów komercyjnych dewastuje się legendy i mity. I dlatego przez swój konserwatyzm nie będę pozytywnie się o tym filmie wypowiadał. Nie ma o czym.

Romuald Pawlak - Smocze Gniazdo


Pogodnik trzeciej kategorii - tom III

Tu za to w odróżnieniu od Asimova błazenady jest pod dostatkiem. I tu również cieszę się, że to ostatnia (napewno dla mnie) część przygód maga Rossellina i smoka Fillippona. Pierwsza tryskała świeżością i żartem. Płakałem ze śmiechu. Druga była naprawdę przyzwoita. Ale ta to jakaś porażka. Więc by autor pozostawił po sobie miłe wspomnienie niech już nie próbuje w tym temacie. Właściwie to chwilami miałem wrażenie jakbym jakieś czytanki nadobowiązkowe dla podstawówki miał w rękach. Poprzeplatać to z Dziennikami Norweskimi Philipiuka i idealne;))). Poprawnie napisane. Na tyle czytelnie, że dziecko zrozumie. Treść i fabuła są (jakieś, ale są). Cóż więcej potrzeba by dzieci uczyły się czytać, by zapoznawać się z bardziej rozbudowanymi, a do tego poprawnie skonstruowanymi zdaniami. Dla mnie to jednak już za mało, o wiele za mało.

"(brak cytatu, który by się nadawał by zainteresować do przeczytania)"

ps To naprawdę boli, gdy autorzy piszą na siłę. Tu zabrakło wszystkiego na co ja osobiście liczyłem.

Isaac Asimov - Druga Fundacja

Dobre SF. Mój stosunek do tasiemców nie jest nazbyt entuzjastyczny, ale tu jest całkiem przyzwoicie. Są kolejne części, których napewno nie przeczytam. W tej temat się wyczepał. Wszystko zostało wyjaśnione w stopniu mnie satysfakcjonującym i cieszę sie z tego;))). A w kolejce czekają następne opowieści innych autorów.

"- Ile ona ma lat?
- Przedwczoraj skończyła czterynaście.
- Czterynaście? Wielka Galaktyko! Proszę mi powiedzieć, czy kiedykolwiek wspominała o tym, że ma zamiar w przyszłości wyjść za mąż?
- Nie, Nigdy. Przynajmniej nie mnie.
- Jeśli kiedykolwiek to zrobi, niech pan go natychmiast zastrzeli. To znaczy tego, którego będzie chciała poślubić.(...) Nie może być nic bardziej okrótnego niż życie z nią gdy skończy dwadzieścia lat.
Na górze przedmiot ich sympatycznej rozmowy zasiadł z nadąsaną miną przed zapisywarką i rzekł znudzonym głosem..."


Czasem i przebłyski luzu autor umieszcza. Ale jakby się bał. Nie ten charakter. Bez zbędnej błazenady.

sobota, 24 października 2009

Stanisław Tym - Mamuta tu mam


"Jak pozbyć sie nieproszonych gości?"
Praktycznie mamy już jesień i może powstać pytanie jak przepłoszyć kreta z domu? Krety w zasadzie nie powinny nam do domu wchodzić, ale jeżeli już są, widocznie zrobiły to z jakichś powodów. Postarajmy się dowiedzieć z jakich, a z pewnością ułatwi to nam usunięcie tych miłych ale nieproszonych gości. Być może wyniosą się na pobliskie drzewa. Krety jak wiadomo żyją pod ziemią, gdzie jest ciemno, więc nie muszą mieć oczu i widzą ze słuchu. Ponieważ jednak pod ziemią jest także bardzo cicho, więc uszy krety też mają w zaniku. Dlatego też, ponieważ nic nie widzą i nic nie słyszą, potrafią wejść do mieszkania lub na drzewa, bo i tak nie wiedzą, gdzie są.


Jak to Tym. "Gadanie co ślina na język przyniesie" ale na bardzo wysokim poziomie;)

Ale jest dużo fajnych i "treściwych" rysunków. I ... rebusem napisany - narysowany fragment "Pana Tadeusza". Duża moc rozrywkowa.

ps Dziwię się, że dopiero teraz dotarło do mnie spostrzeżenie, że po 1989 roku jesteśmy jedynym na świecie krajem , który wymienił wszystkich swoich sąsiadów. Nie dość, że wszyscy inni to jeszcze ponad dwa razy tyle;)))

czwartek, 22 października 2009

paczka filmów 2;)

Za jakie grzechy - New in Town (2009)
Gwiazdą tego filmu jest Renee Zellweger. Zagrała po swojemu czyli trochę jak Bridget;) Komedia romantyczna. bardzo energiczna pani manager wprowadza proces restrukturyzacjiw podupadającej fabryce czyli po prostu ma pozwalniać kupe ludzi. Od arzu pokazuje sie mężczyzna z którym najpierw sie strasznie nie lubia a potem ... Wiadomo. I los fabryki jak to w takich filmach;))) Wiadomo.

Largo Winch (2008)
Nędzny film sensacyjny. Czemu obejrzałem? Nie wiem. Tak w nim namieszali, że zaciekawili co będzie na końcu. Rozczarowanie;(

Charlie Bartlett (2007)
Komedia młodzieżowa jakich wiele. Chłopak udziela porad psychologicznych innym uczniom. Sam by czerpać wiedzę o przypadkach chodzi po różnych psychiatrach i sam symuluje objawy. Pogodna. Do pogapienia polecam. To nie jest nic w stylu American Pie. Myślę, że to zaleta;)))

piątek, 16 października 2009

Michał Witkowski - Barbara Radziwiłówna z Jaworzna-Szczakowej

"...tuż przed Wszystkich Świętych wysyłało się Feluisa i Saszkę na cmentarze, żeby kradli chryzantemy, co je potem sprzedawaliśmy pod cmentarnym murem, nie było tak Saszka? Tak było! Złote czasy! To se ne wrati. Pamiętasz Saszka jak nie chciałeś tych kwiatów kraść, że to żaden zarobek, że się człowiek nachodzi, i to po chasiokach! Ech saszka, Saszka... Przecież nie dla pieniędzy te kwiaty kradłeś, jeno dla romantyki! Złodzieje chryzantem to dobre na tytuł powieści, ty czytasz czasem co, Sasza, jakieś książki? To i nie rozumiesz, jakie to piękne być złodziejem kwiatów. Nie samochodów, nie kurna, tych twoich wszystkich pralek, telewizorów, tylko kwiatów. Po zapachu sie takich złodziei kwiatów poznaje, po dusznym zapachu cmentarnych śmietników, to jest romantyka."

Nie jestem znawcą literatury, czy inaczej z duchem tej ksiązki "żadnym specem od czytania" więc nie przemawiają do mnie okreslenia typu - literatura podwórkowa czy powieść dresiarska. Powód banalny - nie znam innych, które by uzupełniły te kategorię. Masłowska czy Witkowski to współcześni pisarze, ale wstecz to dopiero Gombrowicz jest mi znany z podobnych wrażeń. Ale pomimo recenzji krytyków sprzeciwiam się tak łatwemu porównaniu. Gombrowicz to klasa światowa. To nie tylko intelekt ale i pionierstwo w swym artyźmie, to słowotwórstwo, to... A u wymienionych wcześniej obecnie tworzących to mimo, że specyficzny, bardzo charakterystyczmny, ale jednak pobrany z otoczenia, ze środowiska sposób wysławiania okraszony by być w zgodzie z prawdą dobrym pomysłem i sporą wyobraźnią. Mało o samej książce? Jest świetna;)))

"...myślę co robić, gdy mi tu badylarz pod nosem nowe inwestycje rozkręca, altane se oszkloną w klocu polskim dobudowuje. Agencję ze striptisem przy autostradzie zakłada. Horoskopy źle wychodzą, mimo, że nowy obrus dałem, podobno karty to lubią. Lata dziewięćdziesiąte się zaczynają. Koko-dżambo z każdej budy z kasetami dochodzi. Hej dziewczyno, oo, spójrz na misia, aa! Biełyje rozy i Biały miś! Lata dziewięćdziesiąte! "Teleexpress" i Europa! na prognozę pogody zaprasza codziennie szampon przeciwłupieżowy. Świat zwariował, krowy w kombinatach piją wino i słuchają muzyki poważnej, kometa w planetę leci wycelowana."

ps miałbym jeszcze kilka fajnych cytatów, ale ... polecam całą;))) Wśród lektór nieobowiązkowych ta jest obowiązkowa;).

niedziela, 11 października 2009

Droga do szczęścia - Revolutionary Road (2008)

W rolach głównych Kate Winslet i Leonardo DiCaprio - bohaterowie "Titanica";). Tym razem już jako małżeństwo;) ale znerwicowani szarością życia, oddalającymi się marzeniami, niespełnieniem próbują dokonac ostatniego zrywu, zdewastować "spokojne" swe zycie i podjąć ryzyko jego zmiany. Z Ameryki do Paryża całą rodziną. W nieznane, do wymarzonego raju, w mrzonki, by ratowac siebie. Nie wyjechali. Próba skończyła się ostatnim lotem, rozbiciem o skały. Koniec.

poniedziałek, 5 października 2009

Tove Jansson - Kometa nad Doliną Muminków

Kiedyś czytałem ją córce. Była mała i jeszcze sama nie potrafiła. A teraz? Nie mam pretekstu;))) a tak lubię bajki. A Muminki są super. Tym razem nad Dolinę Mimunków nadlatuje zagrożenie w postaci komety, która może zniszczyć nawet całą planetę.
Może kilka smaczków;)))
"- O Boże! - zawołał Paszczak, zgarniając fałcy sukni (bo Paszczak, nie wiadomo dlaczego nosił suknię. Może dlatego, że nigdy nie przysło mu do głowy jakby się czuł w spodniach)"
"Na najwyższym szczycie ostrego łańcucha górskiego stało Obserwatorium. Tam właśnie profesorowie dokonywali tysięcy ważnych obserwacji, wypalali tysiące papierosów i żyli samotnie wśród gwiazd."


Mam jeszcze z siedem voluminów z opowieściami z Doliny Muminków;)

niedziela, 4 października 2009

Wiktoria i Oleg Ugriamowie - Nekromeron


"Pierwsze szeregi pułku "Wielka Tiakusenia" wdarły się do obozu pospolitego ruszenia i teraz tłukły nieproszonych gości ile sił. Szczególnie przykładał się do pracy szkielet w wilczej skórze niosący sztandar "Życie szkodzi"..."
Ufff;))) Skończyłem;) Nie to żebym się męczył w trakcie czytania tej lektury. To nie to. Długa. Wiele zdań potocznie określanych "co ślina na język przyniesie", wiele godnych cytowania - większość to jednak aforyzmy zapożyczone (zaznaczam większość - nie wszystkie). Nie przepadam za nadmiarem opisów, lubię jak akcja goni do przodu. Tu jednak jest tak naprawdę brak jakichkolwiek opisów. "Przyszli, zrobili, poszli." - straszna surowizna. I bynajmniej nie chodzi tu o brak wyobraźni u czytelnika. Tu trzeba sobie właściwie wszystko samemu wymyślać;). Sporo energi pochłonęło mi bym nie gubił się w bohaterach, bo często pojawiali się z nikąd, bez zapowiedzi i ... oczywiście dokładnego opisu;)
"Uczeni lubią dywagować, że instynkty są ślepe, że człowieka rozumnego od zwierząt odróżnia właśnie umiejętność sprzeciwiania się swoim instynktom, opierania im i znajdowaniu rozumnych alternatyw dla spontanicznych życzeń."

A może z tych cytatów od "obcych" -
"Z punktu widzenia biologii, jeśli coś was kąsa lub gryzie to najprawdopodobniej jest ona rodzaju żeńskiego - Scott Cruise"
"Ten kto może wykwintniej wyjaśnić innym to co oni i bez niego wiedzą, najszybciej zyska reputację człeka mądrego - Marie von Ebner-Eschenbach"


ps tego jest dużo;)

Czeski Film (2009)

Polskie kino niezależne. Lekko amatorska produkcja, ale z jajem. Jak to Czesi próbują od naszych polityków kupić odstępstwo do organizacji Euro 2012. Generalnie to jednak bamał.

wtorek, 22 września 2009

Łzy się polały

Obejrzałem film dokumentalny "Polskie Termopile" (Scenariusz i reżyseria: Leszek Wiśniewski Polska 2009). Przytoczę opis
"Przed 70 laty, 8 września 1939 roku niemiecki gen. Heinz Guderian otrzymał zadanie prowadzenia działań w kierunku Wizna - Brześć. W nocy z 8 na 9 września siły niemieckie pod Wizną liczyły już około 42 000 żołnierzy wyposażonych w 350 czołgów, 108 haubic, 58 dział lekkich, 195 dział przeciwpancernych, 108 moździerzy, 188 granatników i 288 ciężkich karabinów maszynowych. Przeciwko tej potędze stanęło 700 żołnierzy i 20 oficerów uzbrojonych w 6 dział lekkich, 24 ciężkie karabiny maszynowe, 18 ręcznych karabinów maszynowych, 2 karabiny przeciwpancerne. W ten sposób na odcinku "Wizna" doszło do niespotykanej dysproporcji sił przez historyków porównywanej do słynnej wojny grecko-perskiej z 480 r. p.n.e.".
Nie mieli żadnych szans. Głupota czy bohaterstwo. Znali cenę. 500 poległo, więc napewno nie walczyli dla siebie lecz dla swoich żon, dzieci, o godność i wolność. Tym jest patriotyzm. Czasy były takie jakie były. Kryto przed nami historię. I tak jest do teraz. Nasi "europejscy" politycy milczą, media wolą lansować kolejne dwuminutowe gwiadki a "wielcy" artyści ... "o nich głucho milczy/ pozostał po nich w kopnym śniegu/ żółtawy mocz i ten ślad wilczy" tak o bohaterach z Monte Casino pisał nasz laureat Nagrody Nobla a bawidamek Hanuszkiewicz na pogadankach teatralnych wręcz nawoływał by odrzucili postawę patriotyczną jako tą co ogranicza (jakoś umknęło mu chyba, że prezerwatywy również ograniczają a przecież są ambitnie promowane). Po co to piszę? Czemu musiałem ten film pobrać z internetu? I czemu młodzi ludzie dowiadują się o tym wydarzeniu od szweckiej grupy rockowej Sabbaton, która nagrała balladę ku pamięci bohaterskich Polaków. To bolesne miejsce na mym blogu.

Miecz Prawdy - Legend Of The Seeker

Post pozornie lekko spóźniony;))) Pozornie bo chciałem wpuścić do bloga dopiero jak się trochę odcinków nazbiera. Tak to serial. Nie widziałem jeszcze ani jednego naprawdę dobrego serialu fantasy. Ten został nakręcony ponoć na książkach z wysokiej półki gatunku. Pewnie nawet bym się i tym nie zainteresował, ale znam osobę w rękach której nawet frytki na kartonowym talerzyku wydają mi się najwspanialej podaną ucztą. Więc na jej słowa o istnieniu wtedy jeszcze "Miecza Przeznaczenia":))) natychmiast wynalazłem w sieci i już wieczorem byłem po pierwszych dwóch epizodach i ... kurna super;))) No to dawaj całą serię. Trzeci niestety sprowadził mnie na ziemię. Przecież nie ma dobrych seriali fantasy. Ale niech choć istnieje nadzieja, kiedyś będą;)))

niedziela, 20 września 2009

Teatr Dramatyczny w Warszawie im. Gustawa Holoubka - Krystian Lupa "Persona, tryptyk - Marilyn"

Kilka oblicz spektaklu, rózne tematy i zupełnie niezalezne kąty patrzenia. A to wciąż jedna sztuka w jednym teatrze. Jak siadałem nie wiedziałem co mnie czeka. Sześć godzin w podróży, potem szwędanie po złotych tarasach, kawa w kameralnej (swoją drogą jak na teatralną kafejkę to droga - 9zł, hm...), potem czekanie bo wchodzimy na darmową wejściókę;))). Ta cała otoczka mnie przygotowuje do czegoś ważnego. Siadam. Zaczyna się. Już mnie mają... Niestety siedzę w gówniarskim sektorze, gdzie jakaś wycieczka jest w trakcie uprawiania turystycznego teatringu. Odbiór ze sceny i chęć dokonania morderstwa na jednym (pip) zaczyna się przeplatać. A jakaś panienka przede mną łyka tą błazenadę co gościa tylko rozkręca. Szczęśliwie główna aktorka ok 30-40 minuty pokazała nagi tyłek co chyba chłopcu wystarczyło (i nie wnikam czy to znaczyło, że już było po wszystkim czy że zaczęło go to interesować). Ale chrumkariady to nie przerwało. Masakra.
Mógłbym to pominąć ale sceny o długich chwilach milczenia, gdzie aktorzy grają ciszą i ktoś zaczyna kaszleć lub się wiercić. Koszmar.
NIE CHCĘ SIĘ DO TAKICH SYTUACJI PRZYZWYCZAJAĆ.
Gra aktorska - Sandra Korzeniak grała Marylin. Nie znam jej ale była świetna. Sposób poruszania, a przede wszystkim wypowiadania swych kwestii super. Kasia Figura to było nieszczęście. Miałą problemy z głosem, ale i sama jej gra to nic wielkiego. Właściwie to mógłbym jeszcze wymienić Władysława Kowalskiego. Zagrał tak jak zwykle. Spokojny i nieustępliwy sposób wysławiania. Kultura. Modelowo jak w filmie "Sposób na Alcybiadesa". No i Adam Ferency ztych bardziej znanych. Ale to ledwie kilkuzdaniowy epizod.
Sztuka ta jest impresją na temat psychiki Marylin Monroe. Ponieważ jednak nie czytałem programu nie wiedziałem kim są konkretne postacie. Dlatego też skupiałem się na relacji człowiek człowiek. Wciąż huczy mi w głowie pytanie zadawane przez wielką gwiazdę każdemu mężczyźnie, z którym ma kontakt "Kocha mnie pan?" i milcząca odpowiedź.
Czemu tak krótko o samym spektaklu trwającym ponad trzy godziny? Wg mnie po prostu jest wart obejrzenia.

ps Nazwa w tytule - tryptyk. Czekają mnie zapewne jeszcze dwie wizyty w Warszawie w tej sprawie;)))

Leopold Tyrmand - Gorzki smak czekolady Lukullus

"Zły" na tyle utkwił w pamięci, że z radiowych adaptacji teatralnych wybrałem włąśnie Tyrmanda i Hłaskę na wersję spacerową rolek niedzielnych;). Akcja dzieje się w czasie II wojny światowej. Jest lekki romans, ale to ledwie ubarwienie dla postawy głównego bohatera. Trochę przebrzmiałe cechy on reprezentuje, ale to wciąz stanowi wartość. Żyć należy w zgodzie z sobą samym, a robić to w co się wierzy. Dużo się traci, to prawda. Ale ile zyskuje stając przed lustrem;)

paczka filmów;)

Ostatnio odkryłem, że mogę oglądać filmy na kompie bo monitor wcale taki mały nie jest a zaletą, że łatwo się przewija do przodu, zatrzymuje, cofa;))))
I dzięki temu śmignąłem po kilku filmach.

Zapowiedź - Knowing (2009)
Film z N. Cagem. Trochę tajemnicy jak w "Skarbie narodów". Znów jest naukowcem. Jedyny na świecie wiedzący co się dzieje. Bierze do ręki kartkę zapisaną liczbami i "prawie" od razu łapie o co chodzi. Przesłanie zdecydowanie sekciarskie. One zawsze przepowiadają koniec świata. A tu jeszcze ukłon w stronę scientologów, bo kosmici szczęśliwie nad nami czuwają. Temu panu dziękujemy;) (zawsze tak mówię a potem łapię się i zaliczam kolejną kupę z nim).

Męczennica - Martyrs (2008)
Na ten film straciłem dzięki technice nie więcej niż 10 minut. Toksyczny.

Kochanie jestem w ciąży - Baby On Board (2009)
Trzeci sort komedii romantycznych. Innej akurat pod ręką nie miałem. Można sie uśmiechnąć. Maksymalnie do pogapienia.

Killshot (2008)
W roli głównej Mickey Rourke. To jedyny powód bym ten film chciął obejrzeć. Wszystkich emocji starczyło na kilkanaście minut. Pewnie coś pominąłem ale jak dla mnie marne to i nie warte oglądania. Odradzam nawet fanom kina sensacji.

The Bravados (1958)
Klasyczny western. Joan Collins i Gregory Peck. Jemu zabijają żonę. On się mści.
"- Sam mianowałem się sędzią i katem. Przysięgali, że są niewinni. Jeden z nich na kolanach błagał mnie o życie. Nie słuchałem ich. Zabiłem ich za winy, których nie popełnili.
- To co mówisz i czujesz - odpowiada ksiądz - stawia cię wyżej niż innych którzy byli w twojej sytuacji. Nie usprawiedliwiam cię, ale ty przynajmniej nie tłumaczysz się, że tamci byli źli..."
I jeszcze końcowe słowa bohatera "Módlcie się za mnie".
Zemsta była zła, była błędem. W jakiej nowej produkcji hollywoodzkiej znajdę teraz takie wartości? Może właśnie dlatego lubie te filmy. Spokojne, twarde, mądre. A może trochę jestem sentymentalny?;)

Kolej Transyberyjska - Transsiberian (2008)
Taki sobie film. Liczyłem na więcej z klimatu przestrzeni Syberii i samej atmosfery tak słąwnego pociągu. Mocno się zawiodłem. Ale marzenie odbycia takiej podróży pozostało;)))

poniedziałek, 14 września 2009

Andrzej Philipiuk - Homo Bimbrownikus


"Jakub był tak potwornie trzeźwy, że aż nie mógł zebrać myśli"

Nowe przygody Wendrowycza to cztery opowiadania. Właściwie to trzy i jedno trzystustronicowe (przy całości 350 str). Po co to piszę? Te króciutkie są super. To jest to co tygryski lubią najbardziej;))) A te co stanowi lwią część voluminu? Hm... wyobrażałem sobie film, gdzie dwa leśne dziadki zaiwaniają po mieście tłukąc łysych i przeskakując przez płoty. Byłby to komiczny widok. Pełen ubaw. Ale w książce? Napisane językiem (sprawne pióro bezsprzecznie) znanym z "Norweskich dzienników" automatycznie przywołało myśl "a co by to zmieniło gdyby zamiast Jakuba i Semena były by ich wnuki". No właśnie co?

ps I smutna myśl - chyba tylko cenę w księgarni;(

Antychryst (2009)


Reżyseria Lars Von Tier. To co widać na ekranie jest doskonałe. Plenery, sposób kręcenia, "magiczne" oświetlenie... po prostu wszystko. Do niczego nie potrafiłbym się przyczepić. Oglądałem wręcz zahipnotyzowany urokiem ujęć. No tak - to wiele, ale żeby film był świetny to jednak zdecydowanie za mało. Tamto wystarcza by się pogapić. Jeśli jednak oczekujemy czegoś więcej to moim zdaniem czeka nas rozczarowanie. Dlaczego??? Bo moim zdaniem fabuła zupełnie nie trzyma się kupy. Nielogiczność, niekonsekwencja i czasem całkowity brak sensu. Taka łatwizna, tak ja przynajmniej postrzegam scenariusz. By dotrzeć do kilku istotnych miejsc autor idzie na skróty i to nie myślowe, lecz "dajmy byle co, o to się nadaje na pretekst";))) A przemawiający lis wyrwał się twórcy jak "Filip z konopi".
Film w sposób ewidentny przygotowywano jako festiwalowy. Tytuł nikak sie nie ma do treści, ale w sposób uzurpatorski zawłaszczył sobie słowo, którego nawet twórcy "Omena" nie śmieli pobrać. Taki zupełnie pod publiczkę. Artyzm w realizacji jest ewidentny i z tego jak na samym początku napisałem się nie wycofuję. Zastosowanie erotyki ciągnie podobieństwem do "Imperium zmysłów" które kiedyś przecież Cannes wygrało. Ale tym razem pomimo, że też jest w wersji porno to bieda mentalna i "szokowanie" pod jurorów.

ps Pomimo tego wszystkiego co napisałem myślę, że byłby z tego doskonały teatr. Sam motyw relacji dwojga ludzi po stracie dziecka. Nic nowego;((( Może gdyby Von Tier napisał tenscenariusz dla siebie...

piątek, 11 września 2009

Zapaśnik - The Wrestler (2008)

Jak dla mnie to taki sobie film. Choć lubię Rourkego bo ... naprawdę trudno go lubić;))) to jednak żadna rewelacja. Sporo zrobiono szumu wokół tego obrazu i dałem się naciągnąć. Może i jest to biografia wrestlera - nie wnikam. Może jest też i jakieś przesłanie - jak dla mnie mało ważne. Był, żył i umarł. Nie miał przyszłości, ale nawet o nią nie zawalczył, a niby wielki wojownik.

poniedziałek, 7 września 2009

Brzydka prawda - Ugly Truth, The (2009)

Było się z czego pośmiać;))))))
Zakończenie najbardziej przewidywalne. Aż trudno uwierzyć, żę się na takie zdecydowano. Ale z drugiej strony to miłe, że znów wszystko się kończy happy endem;)

niedziela, 6 września 2009

Tramwaj zwany pożądaniem - A Streetcar Named Desire (1951)


Kurcze, ale pod koniec mną wstrząsnęło. Na podstawie sztuki Tennessee Williamsa i właściwie to w teatralnej realizacji. Blanche Dubois (Vivien Leigh) to główna bohaterka, nimfomanka. Może to zbieg okoliczności, a może całkowicie zamierzony efekt (uwierzę jeśli to prawda) ale dokładnie w połowie (dokładnie co do minuty;) ) filmu jest sytuacja, która pozbawia złudzeń co do jej natury. Od samego początku w jej wypowiedziach czai się fałsz. Nie wiadomo jednak jak bardzo sama w to wierzy, więc nie wolno jej osądzać. Czuć grę, ale czy napewno. Jest fragment filmu gdy zaczynam jej wierzyć, gdy czuję szczerość, i ... najczystszy ból, desperację, tęsknotę, pragnienie...
Koniec filmu wszystko wyjaśnia - to szaleństwo (długo miałem nadzieję, że nie). Miłość utracona, prztrwać ją potrafią tylko twardzi, niewrażliwi... przetrwają ją tylko Ci co nigdy nie kochali.
Marlon Brando był świetny, zresztą jak zawsze;)))

ps Zapoznanie się z tym filmem to odrobienie zadania domowego. Wszak Teatr Miejski przygotowuje się do premiery tej sztuki;)

piątek, 4 września 2009

Jutro idziemy do kina (2007)

Otulona patriotyzmem romantyczna opowieść o ludziach wchodzących w dorosłość. Polska rok przed rozpoczęciem wojny. Bohaterowie filmu właśnie zdali maturę. Ich plany, miłości, pragnienia. Ich poukładany światopogląd, wręcz wzorcowy. Zdewastowane MTV, big braderem i pochodnymi pokolenia obecne nie ma szans na taki sposób myślenia, na oparcie życia na takich wartościach. Smutne. Oskalpowana cywilizacja (wystarczy spojrzeć na tłumy dobrze umięśnione ze sterczącymi u góry łysymi kikutami - to symbol;))) ).

Zamiana (2009)

Taka sobie komedia. Motyw z zamianą płci w kinie doczekał sie bardzo "długiej brody" i tu jest nazwijmy to lekkośmieszny. Odrobina politycznej satyry w postaci bonusa i dobra gra aktorska. Niewiele jest komedii o których można powiedzieć "musisz koniecznie ją zobaczyć", bardzo dużo gdzie był "super ubaw". Ta jednak nawet do tej drugiej grupy się nie zalicza. Sorki.

środa, 26 sierpnia 2009

Co jest grane - What Just Happened (2008)

Opowieść o producencie filmowym, którego gra DeNiro. Jego życie osobiste i zawodowe. Wszystko na szalonym speedzie. Epizodyczne role Seana Pena i Bruce'a Willisa. To dla tego ostatniego wogóle włączyłem ten film. Jak dla mnie to dość przeciętny obraz z zakamuflowaną delikatnie satyrą na teraźniejszość.

niedziela, 23 sierpnia 2009

Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi - How To Lose Friends And Alienate People (2008)

Taka sobie brytyjska komedia romantyczna. Kilka razy można się "głębiej" uśmiechnąć. Temat - gwiazdy kina i redaktorzy o nich piszący. Chyba jednak na wieczór włączę sobie (enty już raz) Bridget Jones lub "To właśnie miłość".

Ale, żeby nie było - ten film nie jest zły, taki do obejrzenia;)))

Teatrr TV - Christopher Hampton "Opowiesci Hollywoodu" (1986)

Dramat napisany przez Brytyjczyka z perspektywy niemieckiego pisarza. Lata 30-50 dwudziestego wieku. Można napisać, że to wspaniały fragment prawdziwej historii i problemów ówczesnych Stanów Zjednoczonych i emigracji niemieckich intelektualistów. Można, że jest to studium ludzkich zachować na sytuację z którą przyszło im się zmierzyć. Można jeszcze kupę innych frazesów podnoszących ważność tej tak naprawdę wtórnej "nędzy" artystycznej. Obraz typu "czemu nie wolno w USA mówić prawdy, że dzięi komunistom wygrano II wojnę światową". Znów błysnęła magia holokaustu "spróbuj wyobrazić sobie co najgorsze i wiedz, że jest jeszcze gorzej", a Stany Zjednoczone nic nie robią, ukrywają prawdę. "Sztuka" pisana jakby na zamówienie;) Tren męczeństwa wpleciony w dwie ideologie - "patrz Ameryko i wstydź się" oraz "patrzcie na Amerykę, taka wspaniała?".
Gra aktorska bez zarzutów, wiadomo tu poziom jest zawsze wysoki.
Ta notka dość lapidarnie skomponowana, ale nie chcę się specjalnie nad tym politycznym chłamem rozwodzić;)

ps Autor umieścił autentyczne postacie - m.in. Brechta, braci Mann. Nie potraktuję jednak zbyt poważnie wiadomości o nich tu zawartych.

środa, 19 sierpnia 2009

Teatr TV - S.Mrozek "Tango" (1999)

Całkiem sympatycznie jest zacząć dzień od porcji teatru na śniadanie. Lekko humorystyczny, zdecydowanie dzięki grze aktorskiej a nie treści dramat właściwie ma przesłanie ponadczasowe. "Co się stanie z ludźmi, z cywilizacją gdy przełamie ona wszelkie bariery?". Romantycy to twór "sztuczny", niezgodny z naturą (ale tylko z ateistycznego punktu widzenia;))) ), bez nich nie byłoby żadnej idei, świat by nawet nie dygnął do przodu;). Są więć zawsze w mniejszości. Ale za chwilę dołączyć mogą do nich ludzie dobrzy, prości acz szlachetni, niekoniecznie wrażliwi. Stworzą egzotykę w populacji (niestety). To zdecydowanie apokaliptyczna wizja, której nie życzę ani obecnemu ani przyszłym pokoleniom.
Wspomnę jeszcze o zasadach. Przecież to one są głównym motorem sztuki. I o ironio, nawet brak zasad stał się w tym hermetycznym światku zasadą;)))

Nikogo z aktorów nie pochwalę osobno. Bezkrytycznie napiszę - byli wspaniali!!!

wtorek, 18 sierpnia 2009

Teatr TV - P G Clark "Upiór w kuchni" (1993)



Lekka sztuka, taki sobie kryminał. Bez jakiś tam idei czy innych wzniosłych treści. Zupełnie rozrywkowe przedstawienie. Treść bardzo dobra. Gra aktorska wspaniała. Irena Kwiatkowska, Hanna Śleszyńska, Leonard Pietraszak, Wiktor Zborowski, Marek Kondrat, Krzysztof Kowalewski, Paweł Wawrzecki - taka obsada!!! cudów nie ma. Dodam tylko, że dziś oglądałem ten teatr napewno po raz drugi;)))

Teatr TV - I.Bresan "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" (1985)

Kapitalna sztuka. Satyra na ustrój i ludzkie zachowania. Jakieś echa z "Alternatywy 4" albo bardzo bliskie skojarzenia. Nie ma to żadnego wpływu jednak na odbiór. Gajos i Ferency zagrali wspaniale. Nawet reżyseria Olgi Lipińskiej, która bardziej mnie negaci niż zachęca nie popsuła tego klimatu (chocia jej zwariowane kabareciarstwo rodem chyba z wodewilu i tu zaistniało;) ). Super. Polecam. Jest się z czego pośmiać, choć przesłaniem jest tragedia (zero happy endu, ponura rzeczywistość).

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Aandrzej Pilipiuk - Kroniki Jakuba Wędrowycza

No i dobrnąłem do końca. Szczęśliwie są to opowiadania. Zapoznawałem się z nimi za pomocą audiobooka zrealizowanego naprawdę doskonale - i lektor się spisał, i dodana oprawa dźwiękowa. Właściwie to przesłuchałem go spokojnie ze dwa razy;))) Treść i sposób w jaki została podana rozwesela za każdym przesłuchaniem.
Nie jest to wielka literatura, hm, takie tam sprawne gryzdanie (proszę o wybaczenie;))) ) ale cel jaki postawił sobie autor napewno został zrealizowany. Bardzo charakterystyczna postać Jakuba i doskonała rozrywka. To trzecia część z którą się zapoznałem (w kolejności jak zostałem pouczony "bez znaczenia";))) i rzeczywiście tak jest w istocie). A które opowiadania mi się najbardziej podobały? "Zabójca" - śmieszne dialogi, ale koniec jakiś taki sobie, "Hohsztapler" naprawdę super... Tak naprawdę to bez znaczenia. Jak to było w kawale, który teraz skojarzyłem, że charakterem tu doskonale pasuje
"Starsza pani podchodzi do lady w sklepie monopolowym i pyta sprzedawcy
- Co to jest tutaj takie białe?
- To Malibu - odpowiada sprzedawca - o smaku kokosowym.
- Aha - reaguje usatysfakcjonowana pani po czym kontynuuje - A to tam, takie czerwone?
- To jest wino, orginalne, francuskie, z winogron...
- Aha - zadowolona pani odpowiada, ale... - A to u góry, takie przezroczyste?
- To wódka, te wszystkie przezroczyste to wódki
- A to takie żółte....
Na co się odezwał już dość zniecierpliwiony, niezbyt elegancko ubrany i tak też się czujący mężczyzna swoim lekko wskazującym głosem...
- Proszę panią tu wszystko jest bardzo smaczne."
I takie są opowieści o sławnym świeckim egzorcyście "wszystkie bardzo smaczne";))). Historia pokaże jak bardzo kultowa to postać.

Teatr TV - S. Mrożek "Emigranci" (1995)

Znów głód teatru dał o sobie znać. Niewiele było alternatyw. "Emigranci" chodzili po głowie od bardzo długiego czasu. Kiedyś, pamiętam "coś" o tym spektaklu usłyszałem;))).
Nie będę się rozpisywał o treści, o interpretacji bo tego można znaleźć pewnie bez liku. Moje wrażenia. Marek Kondrat niestety jest (albo był) świetnym aktorem. Zagrał kapitalnie. Zbigniew Zamachowski troszkę słabiej, ale to może charakter roli albo genialność partnera zaważyła, że tak to postrzegam. A dialogi Mrożka to czysty geniusz. Dramat gdzie komedia przeplata się z tragedią. Jedna scena, w której zabrakło mi sensu. A co tam się będę czepiał. Może po prostu zabrakło skupienia.
Sam byłem na emigracji więc jestem w stanie dokładniej zrozumieć niektóre smaczki. "Obcy" mieszkający na zasadach rodziny, ale osobna półka w lodówce...

sobota, 15 sierpnia 2009

Slumdog Millionaire (2008)


W końcu dotarł ten film do mnie. Nie oglądałem go w kinie, ale dopiero teraz, na małym ekranie. I wydaje mi się, że to jeden z tych obrazów które lepiej wypadają gdy wokół jest trochę intymności. Duży kinowy format atakuje czasem wymuszając wręcz reakcję obronną. "Niewielki" domowy obraz jedynie zaprasza. Skusiłem się i mnie wciągnął. Tyle emocji nie poczułem dawno na żadnym filmie;))) Sam się na tym łapałem. A przecież to bardzo naiwny obraz. Zapewne tak włąśnie wyglądają Indie, te cudowne pełne szczęścia wewnętrznego Indie. Te pełne kolorowej tradycji i bajecznych religii o miłości do ludzi. Jeden potężny slums pełen bezwzględnej walki o przetrwanie, pełen ludzi i ich uczuć, emocji, wszelkich emocji. Tych dobrych i tych złych. Tylko wszystko na większą skalę, bo taki Bombaj ma więcej ludności niż nie jedno państwo europejskie.
Fabuła ciekawa, sam pomysł by tak opowiedzieć o przeznaczeniu, o losie i tym co można nazwać nieprawdopodobnym ciągiem zbiegów okoliczności (o ile ktoś w to wierzy) jest naprawdę niezły. Wątek gangsterski to egzotyka dla krajów cywilizowanych, romantyczny mocno naiwny i w iście hollywoodzkim stylu z a jakże happy endem. Za to motyw z teleturniejem "Milionerzy" bardzo wypaczony. Rozumiem, że wykorzystano wiele licencjonowanych elementów co zmusiło twórców do bardzo łagodnego obejścia się z kulisami produkcji tego show. Zdecydowanie polecam... wszystkim.

ps Koniec filmu. Myślę sobie "proszę, proszę, jednak potrafią czasem zrobić w Indiach film, który nie jest Bollywoodem" (nie cierpię ich) i masz wskakują napisy, a na ekranie tłum tańczący i śpiewający się pokazuje. Ok tyle mogę jeszcze przełknąć;)))

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Festiwal Rytmu i Ognia FROG - Gdynia 2009

Nie mogę opisać tego festiwalu kompleksowo bo uczestniczyłem na nim raptem kilka godzin i to drugiego dnia. Sporo podsłyszałem. Nic jednak specjalnie wartego odnotowania oprócz dialogu matki i kilkuletniej córki, które wspólnie zaliczały pewnie większość trójmiesjkich imprez. "- Kolarze i kuglarze to prawie to samo. - No coś ty. - Ale z nazwy."

Po spacerze po orłowskim molo trafiłem na AIRE FLAMENCO. Zdrowe i surowe latynoskie granie. Ale zdecydowanie nie na siedzenie na trybunie i gapienie się lub szukanie artystycznych uniesień. Piwo, wino, rozmowy, nogi niech nie czują skrępowania unieruchomionym tyłkiem do ławki. A tak dla mnie porażka.
Potem była kilkunastominutowa przerwa i rozpoczęła swój pokaz grupa PA-LI-TCHI z Czech. Ponoć sztuki walkii ćwiczyli w najsławetniejszym klasztorze. I pojechali. REWELACJA!!! Początkowo niby normalnie. Elementy kung fu gdzie broń zakończona była płomieniem. Dużo szybko i sprawnie. Widowisko się rozkręcało. Potem moment na balet... bez ognia, ale kostiumy tak zaprojektowane, że tworzyli kompozycje naprawdę trudne do opisania. Coś zbliżonego osiągnęla Madonna w teledysku "Frozen". Trochę z japońskiego teatru ale z europejską estetyką. Delicje dla oczu. Ale finałowa scena...
http://www.youtube.com/watch?v=JabLEaD2-GA
zasypani snopem iskier... nie wiem co to było... Mistrzostwo świata.
Jako ostatni występowali ALL STAFFS. Zaczęli spokojnie. Potem się okazało, że cały występ ich był taki. Żonglerka kijami. A jak się zaczęło sypać, jak kije zaczęły lecieć na podłogę to jeden po drugim. Dla mnie w blasku PA-LI-TCHI, choć warte zaznaczenia, że sie podnieśli i finał im wyszedł.
Myślę, że przyszłym roku pewnie zaliczę poimprezowe jam session przy ognisku do białego rana;)))

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Goscinny, Sempé - Rekreacje Mikołajka

Drugi tomik opowiadań o Mikołajku, jego rodzinie i kolegach. Dziecięca naiwność i prostota myślenia. Bardzo sympatyczna lektura dla całej rodziny. Maprawdę bez granicy wiekowej w górę;))) Polecam.

Scott Lynch - Na Szkarłatnych Morzach


"Potrafimy okradać arystokrację. Potrafimy się włamywać. Potrafimy zakradać się przez komin, otwierać zamki, okradać powozy, opróżniać skarbce i popisywać się naprawdę szerokim wachlarzem karcianych sztuczek - przyznał Locke. - mogę ci obciąć jaja o ile jakieś masz, podłożyć na ich miejsce marmurowe kulki, i przez tydzień nie zorientujesz się, że coś jest nie tak. Ale z przykrością muszę powiedzieć, że jedyny rodzaj przestępców z jakimi naprawdę nie mieliśmy nigdy, przenigdy do czynienia to piraci, do kurwy nędzy!"

Druga część sagi o Niecnych Dżentelmanach nie zawiodła. Trudno było utrzymać wysoki poziom pierwszej części, ale (i nie jest to jedynie moje zdanie) autor tego dokonał. Dużo ostrzejszy język co nie jest zasługą tłumaczy gdyż są ci sami. Spory rozmach. Intryga na ogromną skalę co jak wspomniał jeden z bohaterów po kolejnym nieudanym zamachu "są motorem napędzającym godpodarkę miasta gdyż co piąty mieszkaniec jest zatrudniony by ich śledzić, zabić lub ochronić";))) Fajna konstrukcja ksiązki. Reminiscencje przeplatane z aktualnymi zdarzeniami. Z tego będzie kiedyś naprawdę dobry film. Dużo mniej jest tym razem fantasy. Tylko alchemia i niewiele znaczące zdarzenia na morzu (oprócz jednego) kojarzące się momentalnie z klimatem z "Piratów z Karaibów" co powoduje, że wyobraźnia podstawia te same scenerie co na filmie;).
Miłość, przyjaźń, braterstwo i honor. To dzięki temu książka nie jest tylko bezsensownym czytadłem. Polecam, polecam, polecam. Dla miłośników przygody, nieskrępowanej i twardej.

Jeśli masz zamiar przeczytać tą książkę to by nie psuć sobie zbytnio zabawy nie czytaj drugiegoponiższego cytatu;)))

"Jean pchnął drzwi. Miał ponurą minę. Podszedł prosto do Locke'a z wysokim, drewnianym wiadrem wody w dłoniach. Bez ostrzeżenia wylał wszystko na Lamorę, którego aż zatkało z zaskoczenia i znowu poleciał na ścianę. Potrząsnął głową jak pies i odgarnął z oczu przemoczone włosy.
- Jean całkiem ci odpieprzyło...
- Potrzebowałeś kąpieli - przerwał mu przyjaciel. - Cały byłeś ubabrany w samoużalaniu.
Rzucił wiadro i ruszył popokoju, zbierając wszystkie butelki i bukłaki w których jeszcze coś było."









"- Muszę przyznać, że w duchu podziwiam tych bezczelnych sukinsynów. Dwa lata planowania, do tego jeszcze te krzesła... A wszystko pod moją rzekomą opieką! Ależ się Lyonis wściekł.
- Myślałam, że i ty będziesz zły.
- Zły? Jestem zły. Zdążyłem polubić te krzesłą
- Wiem jak długo zabiegałeś o zakup obrazów.
- Ach tak, obrazy. - Requin uśmiechnął się figlarnie. - Masz rację, ściany wydają się teraz takie puste. Co powiesz na to żebyśmy zeszli do skarbca i przynieścli orginały?
- Jak to orginały?
(a na drugiej stronie "Epilog")
- Jak to kopie?"

niedziela, 2 sierpnia 2009

Złoty środek (2009)


Ponieważ usnąłem we wspaniałym nastroju to i w takim się obudziłem;))) Komedia na dzień dobry była świetnym pomysłem;) Trochę zapożyczonych tekstów, które tylko fanów discopolo mogły by bawić, ale kilka było naprawdę niezłych. Aktorzy znani, a jakże. Toż to Polska produkcja komercyjna - Pazura, Przybylska, Lubaszenko, Kowalewski czy Wilczak. Ale bez wydziwiania. Dzięi temu można być pewnym dobrej gry. Pomysł na knajpę dla homo zaczerpnięty z "Ptaszka w klatce" z Williamsem i Hackmanem. Generalnie Lubaszenko zgrabnie zakręcił się w towarzystwie filmowców i dzięki poprawności politycznej (tak podejrzewam) łatwiej jest mu kręcić filmy. Fabuła nie powala, nic specjalnie odkrywczego. Szablon jeśli chodzi o żarty i realizację, ale do obejrzenia. Prawdziwie solidna rozrywka (o ile tak można określić zabawną komedię) a dzięki aktorom o których zaletach wcześniej wspomniałem ubawiłem sie przednio.

Wrogowie publiczni - Public Enemies (2009)


Wczorajszy wypad do kina to jakby kontynuacja "maratonu" filmowego. Kiedys kilka filmów dziennie było normą, teraz kilka w miesiącu to wydarzenie;))) Choć to mocno rodzinne wyjście bo i siostra i tata i ciocia to decyzja, że produkcja z Deppem właściwie nie budziła wątpliwości. Kiedys już oglądałem film o Dillingerze, czytałem jakąs książkę i spodziewałem się, że tym razem powstanie coś na zasadzie "na motywach" biografii sławnego gangstera ale w bardzo luźnej formie. I chyba tak było. W głowie pozostały obrazy ze wspomnianego wcześniej filmu. Próżno ich tu szukać. Depp i Bale (ostatni Batman) gwarantowali sukces komercyjny. Ale czy to było coś super. Sposób kręcenia był momentami jak teatru telewizji, podobnie dźwięk jakby pobrany z planu. Efekty z tanich rekonstrukcji historycznych, może z "Sensacji XX wieku";). Ale zakładam, że taki efekt był zamierzony. Sporo kręcenia chyba z ręki. Surowe sceny, które często można obejrzeć w dodatkach "jak powstawał film" a jedyną różnicę stanowi wycięcie osób które nie są aktorami;) O samej fabule nie ma co pisać, gangsterski klasyk. Dillinger to amerykański bohater, to amerykańska tradycja. Nie specjalnie osobiście przepadam za tą tematyką. W to wszystko wpleciony wątek romansu. Czy warte to jest obejrzenia. Moim zdaniem niekoniecznie. Jesteś fanką Deppa albo się nudzisz i masz ochotę na wyjście do kina to czemu nie, ale bez rewelacji, czysta komercja;)

Truposz - Dead Man (1995)


Drobna zaległość z tygodnia;))) Nabrałem apetytu na dobry film i ten jest sprawdzony;))) Nie mogę napisać jakiejś emocjonującej notki bo czwarty a może i piąty raz go oglądałem. I właśnie dlatego jest to fenomen tego filmu. Znów znajduję coś nowego, znów mnie zachwyca. Obraz po obrazie, scena po scenie, dialog po dialogu, akord po akordzie.
Jest wiele ciekawych chwil zawartych w "Truposzu". Moment wejścia syna pana Dickonsona to jakby scena z sitcoma - brakuje tylko braw na dzień dobry. Zabójcy choć czysto westernowi to już murzyn między nimi kojarzy mi się z Melem Brooksem. Indianie najmniej podobni do Indian;))) Szczególnie widać to w ostatnich fragmentach gdzie dostrzegłem masę stylizacji wschodnioeuropejskiej w ich ubiorze od kaukazkich kacapów, przez bałkańskie nacje do naszych zakopiańskich górali;)
Jest to film trzech artystów. Jarmush wiedzie cały batalion ludzi, którzy wymyślili koncepcję ubiorów, znaleźli niesamowite miejsca (lub je skonstruowali) pomalowali i ożywili światłem, utrwalili tą magię właściwymi kadrami... Drugim jest Depp. To jak rozmawia z kamerą słaniając się na nogach ciężko ranny lub przez dobre pięć minut nie móiąc nic na początku filmu to wartość ponadczasowa dla kina. Trzecim jest Neil Young i jego muzyka. Niewiele jest równie dobrych. Nie ma lepszej. Wziął gitarę i rzeźbił. To dzięki niemu płaski obraz miejscami staje się poryty a miejscami przyjemnie pozaoblany

Koralina i tajemnicze drzwi - Coraline (2009)


Książkę oczywiście przeczytałem wcześniej co dało mi ... Właściwie niewiele. Miałem zupełnie inne wyobrażenia co do głównej postaci, jak i samej scenerii. I to jest duuużym plusem filmu;))) Ostatnim czasy bardzo niewiele filmów oglądałem co zresztą widać po wpisach więc można by powiedzieć - ten nie ma konkurencji;))) Ok, podobał mi się. Polecam. Został w porównaniu do książki mocno wygładzony co pozwala obniżyć wiek widza.

wtorek, 21 lipca 2009

Theater Anu - Lichtspuren





To miała być kulminacja wieczoru. Nie wiem czy się odbyła. Padało. Wszystko jednak było gotowe. Trzy godzinny spektakl multimedialny. Gra świateł i symboli. Ale nawet to co zobaczyło było urzekające... takie rajskie... nie lubię Gdańska... ale to miejsce kocham - od soboty;)

poniedziałek, 20 lipca 2009

Teatr A - O tym jak to Święty Florian uratował Kraków od spalenia


Duuuuża moc. Z uwagi na padający deszcz spektakl przesunięty godzinę do przodu. Las parasoli utrudniał oglądanie, ale co tam. Aktor na bosaka biegał cały czas. Tyle energi i życia, porwał publikę. A wszystko na takim luzie. Spektakl to kompletna bzdura. Lało więc i z efektami opartymi na ogniu nie wszystko wyszło. Był też efekt naturalnego pioruna. Sztuk jedna, zupełnie przypadkowo, ale idealnie pasował. Widać, że nawet niebo było przychylne artyście. I był jeden moment - ale tylko do przeżycia...

Spheric E-motion - OndeOceane




To przedstawienie widziałem dwa razy. Jedno za dnia. Wtedy można było dokładniej dostrzec zawartość baletową i fantastyczny efekt płatków śniegu w kuli. Drugi raz po zmroku. Wtedy było widać jak zaparowane są kule, ale ta gra świateł niedostępna za dnia...

Teatro Pavana - Colors




Forma parady. Zabrakło muzyki, miała być ale coś się nie udało. Chyba tylko organizatorzy zauważyli jej brak. Właściwie zdjęcia wystarczą...

Cal y Canto - A-TA-KA!




Osiodłać wiatr, wykorzystać powietrze, scena w przestrzeni.
Fajny efekt, pierwsze wrażenie powala, ale potem ... cóż ile można patrzeć jak ktoś macha zawiązanym na końcu wędki wymyślnym latawcem. Obraz w ruchu. Stroje, muzyka (zalatywało technicznym klimatem ale zupełnie nie przeszkadzało), kontakt bezpośredni. Generalnie smaczna przystawka;)

XIII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA

Super impreza. Fantastyczne miejsce. Do głowy by mi nie przyszło, że Gdańsk ma tak cudowne plenery. Klimat - przemieszanie festiwalowej publiczności i mieszkańców okolicy. Dla jednych atrakcja turystyczna, dla innych artystyczna, a dla reszty "coś się dzieje w okolicy" i zamiast siedzieć w oknie zeszli na podwórko;) Załapałem bakcyla na maksa.

niedziela, 19 lipca 2009

Christopher Moore - Wyspa Wypacynkowanej Kapłanki Miłości

"Poczuł pod sobą ruch i omal nie zerwał się na równe nogi, sądząc, że leży na jakimś morskim stworzeniu. Potem uświadomił sobie, że ruch pochodzi z wewnątrz. Minęło tyle czasu, odkąd ostatni raz miał erekcję, że z początku jej nie poznał."

Po przeczytaniu ostatnim razem książki Moore'a ("Sssij Maleńka, ssij'") podjąłem decyzję o dłuższej przerwie od tego autora. Po lekturze tej książki wiem, że następnej jego powieści nie przeczytam wogóle. Musiałby się skryć głęboko za jakimś pseudonimem i zmylić mnie (ale będę czujny;) ). To już przestaje bawić. Wieje nudą. Właściwie to "Wyspę..." wymęczyłem do końca z rozterkami by wogóle przerwać. Czy jest ona tak słaba. Tak, jest słaba.

"Jefferson Pardee desperacko starał się nie wyglądać jak żółw morski. (...) Dla rekinów, zamieszkujących ciepłe wody Pacyfiku wokół Alualu, zółwie morskie stanowiły pożywienie. Prawdę móiąc taka pomyłka wchodziła w rachubę. Nawet nadzwyczaj ograniczony umysłowo rekin zorientowałby się, że zółwie morskie nie noszą bokserek w latające świnki, i żaden żółw nie wykrzykiwałby steku przekleństw pomiędzychrapliwymi oddechami palacza..."

niedziela, 12 lipca 2009

Scena Letnia Teatru im W. Gombrowicza w Gdyni -


... i adaptacja powieści F. Kafki "Proces".

Mogę śmiało napisać, że jest to megaprojekt teatralny. Ok 25 aktorów (tylu naliczyłem;))) ). Szum morza, piasek plaży, niebo nad głową - super klimat. Bardzo byłem ciekaw jak to zostanie wykorzystane w tej adaptacji. No właśnie. Oglądałem już "Proces" z Malcolmem MacDowellem nakręcony przez BBC dwa razy, oglądałem w Teatrze TV z Robertem Wilhelmim jako Józefem K. więc sama treść (niestety książki pewnie już nie przeczytam) jest mi przyzwoicie znana. Zostały tylko detale i ... to co niesie orginalność Letniej Sceny. Nie nastawiałem się na przeżycie duchowe, raczej na estetyczne i ... było super, albo inaczej, mi się podobało;))) Po m.in. "Urodzinach Stanleya" (nie oglądałem, ale opinie nie pozostawiają złudzeń) i "Woyzecku" miałem obawy. Moge odetchnąć z ulgą. Się udało;)))

Jak kapitalnie będzie na "Zorbie';))) (już się rozmarzyłem)

ps a spektakl oglądałem z miejsca gdzie aktorzy widzą "drugiego aniała"
pps i kilka minut przed końcem zaczął kropić deszczyk, fajnie
ppps za tydzień idę na FETĘ.

XXY (2007)

Film o wyborach, o człowieku jako jednostce, o szacunku do jego decyzji. Początkowo nie rozumiałem co się w nim kryje, szukałem wyjasnień, zakończenia historii. Teraz rozumiem, że jego brak jest kontynuacją przesłania, czyni go bardziej uniwersalnym. Każdy jest inny. Statystyka sprawdza się w przewidywaniu tłumu, ale w przypadku jednostki skazana jest na porażkę ... na szczęście;)))

Niewiele postaci, ale każda reprezentuje pewną postawę, a czasem zachowanie całej grupy. Wg mnie to naprawdę dobry film. A w tle Argentyna i ocean, smutny jesienny, opędzający się od wiatru.

niedziela, 5 lipca 2009

Carlos Ruiz Zafon - Gra Anioła


"Złośliwcy, gdyby się tacy znaleźli, powiedzieliby zapewne, że pomysł beniaminka, by ożenić się z córką szofera, był dla dynastiii niczym kubeł zimnej wody na głowę. Ale złośliwców nie było. Zjednoczeni w zmowie milczenia redaktorzy kronik towarzyskich mieli tego popołudnia co innego do roboty i uroczystość przeszła bez echa. Nie było komu zrelacjonować, iż na progu kościołą zgromadził sie wianuszek dawnych kochanek don Pedra, pochlipujących w milczeniu niczym procesja przekwitłych wdów, którym odebrano promyk ostatniej nadziei. Nie było komu opowiedzieć, że Christina trzymała bukiet białych róż i miała na sobie suknię koloru kości słoniowej, który zlewał się z jej skórą i sprawiał wrażenie, że panna młoda idzie do ołtarza nago, a jej jedyną ozdobę stanowi zasłaniający twarz biały welon i bursztynowe niebo, przyszpilone wirem chmur do wierzchołka dzwonnicy."

Gdy skończyłem czytać "Cień wiatru" wiedziałem, że i tą książkę muszę poznać. No i sie stało. Nie jest lepsza, nie jest też gorsza... jest taka sama;( Znów w tle Barcelona sprzed lat. Jest więc i księgarnia i Cmentarz ... Tak to musi być. Jednak nowe postacie i nowe zdarzenia są jakby skopiowane z poprzedniej powieści. Może to ograniczenie mojej wyobraźni, ale widzę te same scenografie, te same budynki, te same mieszkania.

"Samochód, chociaż słowo to nie w pełni oddaje wygląd tego cacka, czekał na mnie przed wejściem. (...) Przywiódł mi na myśl zaczarowaną karetę, katedrę na kółkach o chromowaniach i krzywiznach będących istnym cudem techniki, nad którym górowała, niczym galion, figurka anioła. Krótko mówiąc rolls-royce."

Autor potrafi jednak czarować. Czyta się tą powieść świetnie. Szalony romans w powieści obyczajowej, potem w klasycznym kryminale, gdzie trup się ściele gęsto. A wszystko przyprawione delikatnie czymś nierealnym, ale tak tylko dla smaczku. I dopiero na końcu czeka nagroda dla tych czytelników co uwierzyli;)

"Christina odwróciła głowę na bok i spojrzała na mnie. Twarz miałąpozbawioną jakiegokolwiek wyrazu, jakby jej duszą rozbito na tysiące odłamków. Objąłem ją mocno i pocałowałem w czoło. Słysząc nieustannie bębniący w szyby deszcz i osaczające nas szare i blade światło martwego świtu po raz pierwszy pomyślałem, że toniemy."

ps W trakcie czytania miałem mieszane odczucia. Tak do połowy książki myślałem, że to bez sensu i po następną powieść tego autora nie sięgnę. Ale to nie prawda. Zrobię to z wielką przyjemnością. Choćby znów wszystko wydawało mi się znajome;)

czwartek, 25 czerwca 2009

Barbara Rosiek - Kokaina

"Czy ktoś na codzień dostrzega cichy płacz prostytutki, lęk złodzieja, sumienie mordercy? Tutaj gra się na jedną kartę twardą bezwzględnością na pokaz lub z przekonania, lub jak czynią prawdziwi złoczyńcy udają przyjaźń by zaatakować najmocniej, tych, których udało im się oszukać. Innej strony twarzy nie można odkryć, to byłby koniec prawa wstępu do piekieł."

Kolejna pozycja z bibliografii autorki po którą sięgnęła moja córka i którą przeczytała z marszu. Wiedziony ciekawością cóż może być to za literatura sam wziąłem książkę do ręki. Masakra. Koszmar. Umieranie, chaos, narkotyki, dno lub to co kryje się pod nim. Napisana jednak pięknie.


"Tutaj rycerze samotności i występku polowali na grzechy innych. Rankiem, kiedy wszyscy znikali jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wychodziłam do ogrodu. Kwiaty milczały zastraszone nocnymi szeptami obłędu."


Ja czytałem "Dzieci z Dworca ZOO", córka czyta Rosiek. Jest ona zdecydowanie mocniejsza. Pomija opisy zdarzeń, ale ze swym ciałem się nie patyczkuje aż do obrzydzenia. Napewno lektura ta pomimo jednak optymistycznego końca nikogo do narkotyków nie namawia. Zdecydowanie zniechęca.
Ciężko mi było należycie przeżyć tą książkę. Nie do mnie ona była kierowana, a i ja inne cele miałem postawione. M.in. kim jest autorka. By nie popsuć sobie zabawy (fatalne określenie w odniesieniu do treści) nie szukałem informacji o niej. Wiem, że wciela się w kolejną postać. A może to wciąż ta sama. Możę prawdziwa, może wyimaginowana. Może to wykształcona pani psycholog lub psychiatra opisująca przypadki z którymi się zetknęła (czasem bardzo rzeczowe określenia fachowe lub obcojęzyczne). Może to pisarka zniżająca się do poziomu śp Marka Kotańskiego i patrząca na to przed czym normalnie odwracamy wzrok. Wciąż nie mam pewności. Mam jeszcze kilka innych jej książek. gdy stwierdzę, że wiem wtedy sprawdzę.

"W dzieciństwie zdążyłam poznać naturę morza. Jego bezmiar był w stanie przyjąć mój niepokój, podobny do falowania, nagłych sztormów i wyciszenia. Często pozostawiano mnie samą na dzikich, pustych plażach. Tam potrafiłam sobie wyobrazić, że wszyscy mnie kochają. Brakuje mi tlenu. To na razie problem nielicznych. Sądzę, że za sto lat podusi się większość ludzi. Chyba, że staną się istotami beztlenowymi."

ps Tobie nie polecam;(

czwartek, 18 czerwca 2009

William Gibson - Neuromancer

"Nie potrafił zaakceptować kierunku przemian, jaki zaplanowała dla rodziny. Zatwierdziła budowę dwóch sztucznych inteligencji. Była wizjonerką. Widziała nas w symbiotycznym związku z SI, które podejmowałyby decyzje w sprawach korporacji. Świadome decyzje, powinnam chyba zaznaczyć. Tessier-Ashpool stałby się nieśmiertelny jak ul; każdy z nas byłby elementem większej jaźni. Fascynujące. Pokażę ci jej taśmy; prawie tysiąc godzin. Właściwie nigdy jej nie rozumiałam, a po śmierci te plany runęły."

To kultowa książka dla gatunku cyberpunka. Teraz wiem, że zdecydowanie to nie jest moja literatura. Ugrzężłęm na tej lekturze męcząc ją do końca. Zupełnie mnie nie wciągnęła ani językiem ani treścią. Niczym. Kompletna nuda. Myślę, że to kierunek dla kina napchanego efektami, kina które będzie się starzeć szybciej niż domowe zwierzęta. Zresztą co tu się rozpisywać... zarzekać się nie będę, że nigdy więcej ale ostrożnie z dala o ile to możliwe...

"Pierwszego Moderna Case spotkał dwa dni po obejrzeniu informacji Hosaki. Moderni, uznał wtedy, są współczesną wersją Wielkich Uczonych z czasów, gdy on sam dobiegał dwu-dziestki. W Ciągu krążył rodzaj widmowego, nastoletniego DNA, coś przekazującego zako-dowane koncepcje rozmaitych, krótkotrwałych subkultur i replikującego się w nierównych odstępach czasu. Modernistyczne Pantery były nową odmianą Uczonych. Gdyby dawniej istniała odpowiednia technika, Wielcy Uczeni też mieliby gniazda wypchane mikrosoftami. Ważny był styl, a ten nie uległ zmianie. Moderni byli najemnikami, klownami, nihilistycznymi technofetyszystami.
Ten, który z pudłem dyskietek od Finna stanął pod drzwiami na poddasze, okazał się chłopakiem o delikatnym głosie i imieniu Angelo. Jego twarz była prostym przeszczepem hodowanym na kolagenie i polisacharydach z chrząstek rekina. Gładka i obrzydliwa, była najpotworniejszym egzemplarzem wybiórczej chirurgii, jaką Case w życiu widział. Kiedy Angelo uśmiechnął się, odsłaniając ostre jak igły kły jakiegoś dużego zwierzęcia, Case poczuł niemal ulgę. Przeszczep zawiązków zębowych - oglądał już takie rzeczy."


Czy czytanie tego może być przyjemne? Pewnie tak, ale nie dla mnie;(

niedziela, 14 czerwca 2009

Waldemar Łysiak - Malarstwo białego człowieka tom2

Tom pierwszy był świetny. Tom drugi ma prawdziwie gwiazdorską obsadę. Jest Leonardo, Goya, Bosch, Rafaello, Michelangelo Buonarrotti, Montegna i Botticelli. Iście galaktyczni malarze.
Wiele tu sam nie napiszę, więc tradycyjnie jak przy jego książkach garść cytatów...

"Wielki talent jest jak urok osobisty — jest rzadką cechą, z którą trzeba się narodzić. Mantegna nie miał uroku za grosz — był kawałem zimnego, szczwanego, odpychającego drania. Jego sztuka przynajmniej kilka razy zupełnie nie pasuje do jego charakteru. Ale czy do olimpijskiego wizerunku Alberta Einsteina pasuje fakt, że uwielbiał wulgarne dziwki (miłosny związek dusz miał gdzieś), a na co dzień był straszliwym brudasem, więc cuchnął? Lecz obaj, podobnie jak mnóstwo sukinsynów, dupków i niechlujów urodzili się wyposażeni w cudowny talent."

"Albo był kompletnym ignorantem (od kilkuset lat wszyscy twierdzą, Se malarstwo
Botticellego jest akurat bardzo „kobiece”), albo miał siódmy zmysł i wyczuł u kobiet Sandra wspomniany rys androgyniczny, cień homoseksualizmu (biseksualizmu?) autora, lub może został poinformowany o skłonnościach mistrza Botticellego. Botticelli był pedałem lub platonicznym biseksem, fizycznych stosunków z kobietami całe życie się wystrzegał, a małżeństwa bał się mocniej niż mąk piekielnych. Kiedyś przyśniło mu się, że postawiono go na ślubnym kobiercu. Gwałtownie rozbudzony, dostał takich dygotów z przerażenia, że już nie wlazł pod kołdrę, w obawie, iż ten straszny sen powróci (ja mu się nie dziwię, chociaż do pedalstwa mam tak blisko, jak do księżyca).
Wspomniany sen przydarzył mu się w domu rodziców, w którym Sandro mieszkał caluteńkie swoje życie, najpierw z rodzicami, a po ich śmierci z braćmi i kupą bratanków (bracia byli hetero i obłapianie dam lubili jak Pan Bóg przykazał).
"

i może jeszcze jeden zupełnie nie na temat;)))

"Kocham psy, a nie kocham właścicieli psów. Wszyscy (prawie wszyscy) właściciele psów demonstrują jedną cechę wspólną — uśmiech ludzi tolerancyjnych i dobrze wychowanych. Gdy ty gościsz w ich mieszkaniu, zezwolą — z tym właśnie ciepłym grymasem na wargach — by ich pies rozdarł lub zabrudził twoje ubranie, by cię pogryzł, podrapał, obsikał, oblizał lub pozbawił godności w jakiś inny sposób. Gdy przyprowadzą do ciebie swojego psa, zezwolą — wciąż z tym samym rozbrajającym uśmiechem arystokratów — by ich pupil dewastował twoją porcelanę, rysował twoje meble, obszczał twoją kanapę i twój dywan, ściągnął ze stołu twój talerz, a twemu wdzianku zrobił to samo, co już kiedyś zrobił w ich domu. Ten uśmiech brzmi najpiękniej, gdy surowo karcą swojego „pieseczka”: „Oh, F i f u l k u, jesteś wstrętny!” („okropny”, „niemożliwy”, „nieznośny”, itd.). Źrenice im wtedy błyszczą jak białogłowie wiszącej u szyi kochanka i grzmiącej słodkim szeptem: „Ty draniu!...”. Spróbuj się obruszyć, protestować czy choćby tylko martwić
rozdartą nogawką lub stłuczoną ceramiką — zarobisz infamię chama, prostaka, brutala, gbura, wroga zwierząt, prymitywa bez kindersztuby, nieledwie sadysty, i będziesz towarzysko spalony, jak ktoś, kto puszcza głośne bąki na przyjęciach lub publicznie
wali damy po pysku. Terror uprawiany przez właścicieli „Fifulków” tym się różni od terroru uprawianego przez bandytów i „rewolucjonistów”, że w konfrontacji z psiarzem nie masz żadnych szans na jednoczesną obronę dwóch wartości: swego czystego ubrania i swego dobrego imienia. Możesz tylko kupić sobie nowy dywan, jeśli nie lubisz zapachu moczu. Właściciele „Fifulków” przypominają mi rodzimych „europejczyków”,
wygłaszających faryzejskie dytyramby o „tolerancji” (ta teza bez wątpienia ściągnie na mnie przezwisko psiego antysemity)...
"