niedziela, 5 lipca 2009

Carlos Ruiz Zafon - Gra Anioła


"Złośliwcy, gdyby się tacy znaleźli, powiedzieliby zapewne, że pomysł beniaminka, by ożenić się z córką szofera, był dla dynastiii niczym kubeł zimnej wody na głowę. Ale złośliwców nie było. Zjednoczeni w zmowie milczenia redaktorzy kronik towarzyskich mieli tego popołudnia co innego do roboty i uroczystość przeszła bez echa. Nie było komu zrelacjonować, iż na progu kościołą zgromadził sie wianuszek dawnych kochanek don Pedra, pochlipujących w milczeniu niczym procesja przekwitłych wdów, którym odebrano promyk ostatniej nadziei. Nie było komu opowiedzieć, że Christina trzymała bukiet białych róż i miała na sobie suknię koloru kości słoniowej, który zlewał się z jej skórą i sprawiał wrażenie, że panna młoda idzie do ołtarza nago, a jej jedyną ozdobę stanowi zasłaniający twarz biały welon i bursztynowe niebo, przyszpilone wirem chmur do wierzchołka dzwonnicy."

Gdy skończyłem czytać "Cień wiatru" wiedziałem, że i tą książkę muszę poznać. No i sie stało. Nie jest lepsza, nie jest też gorsza... jest taka sama;( Znów w tle Barcelona sprzed lat. Jest więc i księgarnia i Cmentarz ... Tak to musi być. Jednak nowe postacie i nowe zdarzenia są jakby skopiowane z poprzedniej powieści. Może to ograniczenie mojej wyobraźni, ale widzę te same scenografie, te same budynki, te same mieszkania.

"Samochód, chociaż słowo to nie w pełni oddaje wygląd tego cacka, czekał na mnie przed wejściem. (...) Przywiódł mi na myśl zaczarowaną karetę, katedrę na kółkach o chromowaniach i krzywiznach będących istnym cudem techniki, nad którym górowała, niczym galion, figurka anioła. Krótko mówiąc rolls-royce."

Autor potrafi jednak czarować. Czyta się tą powieść świetnie. Szalony romans w powieści obyczajowej, potem w klasycznym kryminale, gdzie trup się ściele gęsto. A wszystko przyprawione delikatnie czymś nierealnym, ale tak tylko dla smaczku. I dopiero na końcu czeka nagroda dla tych czytelników co uwierzyli;)

"Christina odwróciła głowę na bok i spojrzała na mnie. Twarz miałąpozbawioną jakiegokolwiek wyrazu, jakby jej duszą rozbito na tysiące odłamków. Objąłem ją mocno i pocałowałem w czoło. Słysząc nieustannie bębniący w szyby deszcz i osaczające nas szare i blade światło martwego świtu po raz pierwszy pomyślałem, że toniemy."

ps W trakcie czytania miałem mieszane odczucia. Tak do połowy książki myślałem, że to bez sensu i po następną powieść tego autora nie sięgnę. Ale to nie prawda. Zrobię to z wielką przyjemnością. Choćby znów wszystko wydawało mi się znajome;)

Brak komentarzy: