środa, 26 sierpnia 2009

Co jest grane - What Just Happened (2008)

Opowieść o producencie filmowym, którego gra DeNiro. Jego życie osobiste i zawodowe. Wszystko na szalonym speedzie. Epizodyczne role Seana Pena i Bruce'a Willisa. To dla tego ostatniego wogóle włączyłem ten film. Jak dla mnie to dość przeciętny obraz z zakamuflowaną delikatnie satyrą na teraźniejszość.

niedziela, 23 sierpnia 2009

Jak stracić przyjaciół i zrazić do siebie ludzi - How To Lose Friends And Alienate People (2008)

Taka sobie brytyjska komedia romantyczna. Kilka razy można się "głębiej" uśmiechnąć. Temat - gwiazdy kina i redaktorzy o nich piszący. Chyba jednak na wieczór włączę sobie (enty już raz) Bridget Jones lub "To właśnie miłość".

Ale, żeby nie było - ten film nie jest zły, taki do obejrzenia;)))

Teatrr TV - Christopher Hampton "Opowiesci Hollywoodu" (1986)

Dramat napisany przez Brytyjczyka z perspektywy niemieckiego pisarza. Lata 30-50 dwudziestego wieku. Można napisać, że to wspaniały fragment prawdziwej historii i problemów ówczesnych Stanów Zjednoczonych i emigracji niemieckich intelektualistów. Można, że jest to studium ludzkich zachować na sytuację z którą przyszło im się zmierzyć. Można jeszcze kupę innych frazesów podnoszących ważność tej tak naprawdę wtórnej "nędzy" artystycznej. Obraz typu "czemu nie wolno w USA mówić prawdy, że dzięi komunistom wygrano II wojnę światową". Znów błysnęła magia holokaustu "spróbuj wyobrazić sobie co najgorsze i wiedz, że jest jeszcze gorzej", a Stany Zjednoczone nic nie robią, ukrywają prawdę. "Sztuka" pisana jakby na zamówienie;) Tren męczeństwa wpleciony w dwie ideologie - "patrz Ameryko i wstydź się" oraz "patrzcie na Amerykę, taka wspaniała?".
Gra aktorska bez zarzutów, wiadomo tu poziom jest zawsze wysoki.
Ta notka dość lapidarnie skomponowana, ale nie chcę się specjalnie nad tym politycznym chłamem rozwodzić;)

ps Autor umieścił autentyczne postacie - m.in. Brechta, braci Mann. Nie potraktuję jednak zbyt poważnie wiadomości o nich tu zawartych.

środa, 19 sierpnia 2009

Teatr TV - S.Mrozek "Tango" (1999)

Całkiem sympatycznie jest zacząć dzień od porcji teatru na śniadanie. Lekko humorystyczny, zdecydowanie dzięki grze aktorskiej a nie treści dramat właściwie ma przesłanie ponadczasowe. "Co się stanie z ludźmi, z cywilizacją gdy przełamie ona wszelkie bariery?". Romantycy to twór "sztuczny", niezgodny z naturą (ale tylko z ateistycznego punktu widzenia;))) ), bez nich nie byłoby żadnej idei, świat by nawet nie dygnął do przodu;). Są więć zawsze w mniejszości. Ale za chwilę dołączyć mogą do nich ludzie dobrzy, prości acz szlachetni, niekoniecznie wrażliwi. Stworzą egzotykę w populacji (niestety). To zdecydowanie apokaliptyczna wizja, której nie życzę ani obecnemu ani przyszłym pokoleniom.
Wspomnę jeszcze o zasadach. Przecież to one są głównym motorem sztuki. I o ironio, nawet brak zasad stał się w tym hermetycznym światku zasadą;)))

Nikogo z aktorów nie pochwalę osobno. Bezkrytycznie napiszę - byli wspaniali!!!

wtorek, 18 sierpnia 2009

Teatr TV - P G Clark "Upiór w kuchni" (1993)



Lekka sztuka, taki sobie kryminał. Bez jakiś tam idei czy innych wzniosłych treści. Zupełnie rozrywkowe przedstawienie. Treść bardzo dobra. Gra aktorska wspaniała. Irena Kwiatkowska, Hanna Śleszyńska, Leonard Pietraszak, Wiktor Zborowski, Marek Kondrat, Krzysztof Kowalewski, Paweł Wawrzecki - taka obsada!!! cudów nie ma. Dodam tylko, że dziś oglądałem ten teatr napewno po raz drugi;)))

Teatr TV - I.Bresan "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" (1985)

Kapitalna sztuka. Satyra na ustrój i ludzkie zachowania. Jakieś echa z "Alternatywy 4" albo bardzo bliskie skojarzenia. Nie ma to żadnego wpływu jednak na odbiór. Gajos i Ferency zagrali wspaniale. Nawet reżyseria Olgi Lipińskiej, która bardziej mnie negaci niż zachęca nie popsuła tego klimatu (chocia jej zwariowane kabareciarstwo rodem chyba z wodewilu i tu zaistniało;) ). Super. Polecam. Jest się z czego pośmiać, choć przesłaniem jest tragedia (zero happy endu, ponura rzeczywistość).

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Aandrzej Pilipiuk - Kroniki Jakuba Wędrowycza

No i dobrnąłem do końca. Szczęśliwie są to opowiadania. Zapoznawałem się z nimi za pomocą audiobooka zrealizowanego naprawdę doskonale - i lektor się spisał, i dodana oprawa dźwiękowa. Właściwie to przesłuchałem go spokojnie ze dwa razy;))) Treść i sposób w jaki została podana rozwesela za każdym przesłuchaniem.
Nie jest to wielka literatura, hm, takie tam sprawne gryzdanie (proszę o wybaczenie;))) ) ale cel jaki postawił sobie autor napewno został zrealizowany. Bardzo charakterystyczna postać Jakuba i doskonała rozrywka. To trzecia część z którą się zapoznałem (w kolejności jak zostałem pouczony "bez znaczenia";))) i rzeczywiście tak jest w istocie). A które opowiadania mi się najbardziej podobały? "Zabójca" - śmieszne dialogi, ale koniec jakiś taki sobie, "Hohsztapler" naprawdę super... Tak naprawdę to bez znaczenia. Jak to było w kawale, który teraz skojarzyłem, że charakterem tu doskonale pasuje
"Starsza pani podchodzi do lady w sklepie monopolowym i pyta sprzedawcy
- Co to jest tutaj takie białe?
- To Malibu - odpowiada sprzedawca - o smaku kokosowym.
- Aha - reaguje usatysfakcjonowana pani po czym kontynuuje - A to tam, takie czerwone?
- To jest wino, orginalne, francuskie, z winogron...
- Aha - zadowolona pani odpowiada, ale... - A to u góry, takie przezroczyste?
- To wódka, te wszystkie przezroczyste to wódki
- A to takie żółte....
Na co się odezwał już dość zniecierpliwiony, niezbyt elegancko ubrany i tak też się czujący mężczyzna swoim lekko wskazującym głosem...
- Proszę panią tu wszystko jest bardzo smaczne."
I takie są opowieści o sławnym świeckim egzorcyście "wszystkie bardzo smaczne";))). Historia pokaże jak bardzo kultowa to postać.

Teatr TV - S. Mrożek "Emigranci" (1995)

Znów głód teatru dał o sobie znać. Niewiele było alternatyw. "Emigranci" chodzili po głowie od bardzo długiego czasu. Kiedyś, pamiętam "coś" o tym spektaklu usłyszałem;))).
Nie będę się rozpisywał o treści, o interpretacji bo tego można znaleźć pewnie bez liku. Moje wrażenia. Marek Kondrat niestety jest (albo był) świetnym aktorem. Zagrał kapitalnie. Zbigniew Zamachowski troszkę słabiej, ale to może charakter roli albo genialność partnera zaważyła, że tak to postrzegam. A dialogi Mrożka to czysty geniusz. Dramat gdzie komedia przeplata się z tragedią. Jedna scena, w której zabrakło mi sensu. A co tam się będę czepiał. Może po prostu zabrakło skupienia.
Sam byłem na emigracji więc jestem w stanie dokładniej zrozumieć niektóre smaczki. "Obcy" mieszkający na zasadach rodziny, ale osobna półka w lodówce...

sobota, 15 sierpnia 2009

Slumdog Millionaire (2008)


W końcu dotarł ten film do mnie. Nie oglądałem go w kinie, ale dopiero teraz, na małym ekranie. I wydaje mi się, że to jeden z tych obrazów które lepiej wypadają gdy wokół jest trochę intymności. Duży kinowy format atakuje czasem wymuszając wręcz reakcję obronną. "Niewielki" domowy obraz jedynie zaprasza. Skusiłem się i mnie wciągnął. Tyle emocji nie poczułem dawno na żadnym filmie;))) Sam się na tym łapałem. A przecież to bardzo naiwny obraz. Zapewne tak włąśnie wyglądają Indie, te cudowne pełne szczęścia wewnętrznego Indie. Te pełne kolorowej tradycji i bajecznych religii o miłości do ludzi. Jeden potężny slums pełen bezwzględnej walki o przetrwanie, pełen ludzi i ich uczuć, emocji, wszelkich emocji. Tych dobrych i tych złych. Tylko wszystko na większą skalę, bo taki Bombaj ma więcej ludności niż nie jedno państwo europejskie.
Fabuła ciekawa, sam pomysł by tak opowiedzieć o przeznaczeniu, o losie i tym co można nazwać nieprawdopodobnym ciągiem zbiegów okoliczności (o ile ktoś w to wierzy) jest naprawdę niezły. Wątek gangsterski to egzotyka dla krajów cywilizowanych, romantyczny mocno naiwny i w iście hollywoodzkim stylu z a jakże happy endem. Za to motyw z teleturniejem "Milionerzy" bardzo wypaczony. Rozumiem, że wykorzystano wiele licencjonowanych elementów co zmusiło twórców do bardzo łagodnego obejścia się z kulisami produkcji tego show. Zdecydowanie polecam... wszystkim.

ps Koniec filmu. Myślę sobie "proszę, proszę, jednak potrafią czasem zrobić w Indiach film, który nie jest Bollywoodem" (nie cierpię ich) i masz wskakują napisy, a na ekranie tłum tańczący i śpiewający się pokazuje. Ok tyle mogę jeszcze przełknąć;)))

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Festiwal Rytmu i Ognia FROG - Gdynia 2009

Nie mogę opisać tego festiwalu kompleksowo bo uczestniczyłem na nim raptem kilka godzin i to drugiego dnia. Sporo podsłyszałem. Nic jednak specjalnie wartego odnotowania oprócz dialogu matki i kilkuletniej córki, które wspólnie zaliczały pewnie większość trójmiesjkich imprez. "- Kolarze i kuglarze to prawie to samo. - No coś ty. - Ale z nazwy."

Po spacerze po orłowskim molo trafiłem na AIRE FLAMENCO. Zdrowe i surowe latynoskie granie. Ale zdecydowanie nie na siedzenie na trybunie i gapienie się lub szukanie artystycznych uniesień. Piwo, wino, rozmowy, nogi niech nie czują skrępowania unieruchomionym tyłkiem do ławki. A tak dla mnie porażka.
Potem była kilkunastominutowa przerwa i rozpoczęła swój pokaz grupa PA-LI-TCHI z Czech. Ponoć sztuki walkii ćwiczyli w najsławetniejszym klasztorze. I pojechali. REWELACJA!!! Początkowo niby normalnie. Elementy kung fu gdzie broń zakończona była płomieniem. Dużo szybko i sprawnie. Widowisko się rozkręcało. Potem moment na balet... bez ognia, ale kostiumy tak zaprojektowane, że tworzyli kompozycje naprawdę trudne do opisania. Coś zbliżonego osiągnęla Madonna w teledysku "Frozen". Trochę z japońskiego teatru ale z europejską estetyką. Delicje dla oczu. Ale finałowa scena...
http://www.youtube.com/watch?v=JabLEaD2-GA
zasypani snopem iskier... nie wiem co to było... Mistrzostwo świata.
Jako ostatni występowali ALL STAFFS. Zaczęli spokojnie. Potem się okazało, że cały występ ich był taki. Żonglerka kijami. A jak się zaczęło sypać, jak kije zaczęły lecieć na podłogę to jeden po drugim. Dla mnie w blasku PA-LI-TCHI, choć warte zaznaczenia, że sie podnieśli i finał im wyszedł.
Myślę, że przyszłym roku pewnie zaliczę poimprezowe jam session przy ognisku do białego rana;)))

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Goscinny, Sempé - Rekreacje Mikołajka

Drugi tomik opowiadań o Mikołajku, jego rodzinie i kolegach. Dziecięca naiwność i prostota myślenia. Bardzo sympatyczna lektura dla całej rodziny. Maprawdę bez granicy wiekowej w górę;))) Polecam.

Scott Lynch - Na Szkarłatnych Morzach


"Potrafimy okradać arystokrację. Potrafimy się włamywać. Potrafimy zakradać się przez komin, otwierać zamki, okradać powozy, opróżniać skarbce i popisywać się naprawdę szerokim wachlarzem karcianych sztuczek - przyznał Locke. - mogę ci obciąć jaja o ile jakieś masz, podłożyć na ich miejsce marmurowe kulki, i przez tydzień nie zorientujesz się, że coś jest nie tak. Ale z przykrością muszę powiedzieć, że jedyny rodzaj przestępców z jakimi naprawdę nie mieliśmy nigdy, przenigdy do czynienia to piraci, do kurwy nędzy!"

Druga część sagi o Niecnych Dżentelmanach nie zawiodła. Trudno było utrzymać wysoki poziom pierwszej części, ale (i nie jest to jedynie moje zdanie) autor tego dokonał. Dużo ostrzejszy język co nie jest zasługą tłumaczy gdyż są ci sami. Spory rozmach. Intryga na ogromną skalę co jak wspomniał jeden z bohaterów po kolejnym nieudanym zamachu "są motorem napędzającym godpodarkę miasta gdyż co piąty mieszkaniec jest zatrudniony by ich śledzić, zabić lub ochronić";))) Fajna konstrukcja ksiązki. Reminiscencje przeplatane z aktualnymi zdarzeniami. Z tego będzie kiedyś naprawdę dobry film. Dużo mniej jest tym razem fantasy. Tylko alchemia i niewiele znaczące zdarzenia na morzu (oprócz jednego) kojarzące się momentalnie z klimatem z "Piratów z Karaibów" co powoduje, że wyobraźnia podstawia te same scenerie co na filmie;).
Miłość, przyjaźń, braterstwo i honor. To dzięki temu książka nie jest tylko bezsensownym czytadłem. Polecam, polecam, polecam. Dla miłośników przygody, nieskrępowanej i twardej.

Jeśli masz zamiar przeczytać tą książkę to by nie psuć sobie zbytnio zabawy nie czytaj drugiegoponiższego cytatu;)))

"Jean pchnął drzwi. Miał ponurą minę. Podszedł prosto do Locke'a z wysokim, drewnianym wiadrem wody w dłoniach. Bez ostrzeżenia wylał wszystko na Lamorę, którego aż zatkało z zaskoczenia i znowu poleciał na ścianę. Potrząsnął głową jak pies i odgarnął z oczu przemoczone włosy.
- Jean całkiem ci odpieprzyło...
- Potrzebowałeś kąpieli - przerwał mu przyjaciel. - Cały byłeś ubabrany w samoużalaniu.
Rzucił wiadro i ruszył popokoju, zbierając wszystkie butelki i bukłaki w których jeszcze coś było."









"- Muszę przyznać, że w duchu podziwiam tych bezczelnych sukinsynów. Dwa lata planowania, do tego jeszcze te krzesła... A wszystko pod moją rzekomą opieką! Ależ się Lyonis wściekł.
- Myślałam, że i ty będziesz zły.
- Zły? Jestem zły. Zdążyłem polubić te krzesłą
- Wiem jak długo zabiegałeś o zakup obrazów.
- Ach tak, obrazy. - Requin uśmiechnął się figlarnie. - Masz rację, ściany wydają się teraz takie puste. Co powiesz na to żebyśmy zeszli do skarbca i przynieścli orginały?
- Jak to orginały?
(a na drugiej stronie "Epilog")
- Jak to kopie?"

niedziela, 2 sierpnia 2009

Złoty środek (2009)


Ponieważ usnąłem we wspaniałym nastroju to i w takim się obudziłem;))) Komedia na dzień dobry była świetnym pomysłem;) Trochę zapożyczonych tekstów, które tylko fanów discopolo mogły by bawić, ale kilka było naprawdę niezłych. Aktorzy znani, a jakże. Toż to Polska produkcja komercyjna - Pazura, Przybylska, Lubaszenko, Kowalewski czy Wilczak. Ale bez wydziwiania. Dzięi temu można być pewnym dobrej gry. Pomysł na knajpę dla homo zaczerpnięty z "Ptaszka w klatce" z Williamsem i Hackmanem. Generalnie Lubaszenko zgrabnie zakręcił się w towarzystwie filmowców i dzięki poprawności politycznej (tak podejrzewam) łatwiej jest mu kręcić filmy. Fabuła nie powala, nic specjalnie odkrywczego. Szablon jeśli chodzi o żarty i realizację, ale do obejrzenia. Prawdziwie solidna rozrywka (o ile tak można określić zabawną komedię) a dzięki aktorom o których zaletach wcześniej wspomniałem ubawiłem sie przednio.

Wrogowie publiczni - Public Enemies (2009)


Wczorajszy wypad do kina to jakby kontynuacja "maratonu" filmowego. Kiedys kilka filmów dziennie było normą, teraz kilka w miesiącu to wydarzenie;))) Choć to mocno rodzinne wyjście bo i siostra i tata i ciocia to decyzja, że produkcja z Deppem właściwie nie budziła wątpliwości. Kiedys już oglądałem film o Dillingerze, czytałem jakąs książkę i spodziewałem się, że tym razem powstanie coś na zasadzie "na motywach" biografii sławnego gangstera ale w bardzo luźnej formie. I chyba tak było. W głowie pozostały obrazy ze wspomnianego wcześniej filmu. Próżno ich tu szukać. Depp i Bale (ostatni Batman) gwarantowali sukces komercyjny. Ale czy to było coś super. Sposób kręcenia był momentami jak teatru telewizji, podobnie dźwięk jakby pobrany z planu. Efekty z tanich rekonstrukcji historycznych, może z "Sensacji XX wieku";). Ale zakładam, że taki efekt był zamierzony. Sporo kręcenia chyba z ręki. Surowe sceny, które często można obejrzeć w dodatkach "jak powstawał film" a jedyną różnicę stanowi wycięcie osób które nie są aktorami;) O samej fabule nie ma co pisać, gangsterski klasyk. Dillinger to amerykański bohater, to amerykańska tradycja. Nie specjalnie osobiście przepadam za tą tematyką. W to wszystko wpleciony wątek romansu. Czy warte to jest obejrzenia. Moim zdaniem niekoniecznie. Jesteś fanką Deppa albo się nudzisz i masz ochotę na wyjście do kina to czemu nie, ale bez rewelacji, czysta komercja;)

Truposz - Dead Man (1995)


Drobna zaległość z tygodnia;))) Nabrałem apetytu na dobry film i ten jest sprawdzony;))) Nie mogę napisać jakiejś emocjonującej notki bo czwarty a może i piąty raz go oglądałem. I właśnie dlatego jest to fenomen tego filmu. Znów znajduję coś nowego, znów mnie zachwyca. Obraz po obrazie, scena po scenie, dialog po dialogu, akord po akordzie.
Jest wiele ciekawych chwil zawartych w "Truposzu". Moment wejścia syna pana Dickonsona to jakby scena z sitcoma - brakuje tylko braw na dzień dobry. Zabójcy choć czysto westernowi to już murzyn między nimi kojarzy mi się z Melem Brooksem. Indianie najmniej podobni do Indian;))) Szczególnie widać to w ostatnich fragmentach gdzie dostrzegłem masę stylizacji wschodnioeuropejskiej w ich ubiorze od kaukazkich kacapów, przez bałkańskie nacje do naszych zakopiańskich górali;)
Jest to film trzech artystów. Jarmush wiedzie cały batalion ludzi, którzy wymyślili koncepcję ubiorów, znaleźli niesamowite miejsca (lub je skonstruowali) pomalowali i ożywili światłem, utrwalili tą magię właściwymi kadrami... Drugim jest Depp. To jak rozmawia z kamerą słaniając się na nogach ciężko ranny lub przez dobre pięć minut nie móiąc nic na początku filmu to wartość ponadczasowa dla kina. Trzecim jest Neil Young i jego muzyka. Niewiele jest równie dobrych. Nie ma lepszej. Wziął gitarę i rzeźbił. To dzięki niemu płaski obraz miejscami staje się poryty a miejscami przyjemnie pozaoblany

Koralina i tajemnicze drzwi - Coraline (2009)


Książkę oczywiście przeczytałem wcześniej co dało mi ... Właściwie niewiele. Miałem zupełnie inne wyobrażenia co do głównej postaci, jak i samej scenerii. I to jest duuużym plusem filmu;))) Ostatnim czasy bardzo niewiele filmów oglądałem co zresztą widać po wpisach więc można by powiedzieć - ten nie ma konkurencji;))) Ok, podobał mi się. Polecam. Został w porównaniu do książki mocno wygładzony co pozwala obniżyć wiek widza.