sobota, 15 sierpnia 2009

Slumdog Millionaire (2008)


W końcu dotarł ten film do mnie. Nie oglądałem go w kinie, ale dopiero teraz, na małym ekranie. I wydaje mi się, że to jeden z tych obrazów które lepiej wypadają gdy wokół jest trochę intymności. Duży kinowy format atakuje czasem wymuszając wręcz reakcję obronną. "Niewielki" domowy obraz jedynie zaprasza. Skusiłem się i mnie wciągnął. Tyle emocji nie poczułem dawno na żadnym filmie;))) Sam się na tym łapałem. A przecież to bardzo naiwny obraz. Zapewne tak włąśnie wyglądają Indie, te cudowne pełne szczęścia wewnętrznego Indie. Te pełne kolorowej tradycji i bajecznych religii o miłości do ludzi. Jeden potężny slums pełen bezwzględnej walki o przetrwanie, pełen ludzi i ich uczuć, emocji, wszelkich emocji. Tych dobrych i tych złych. Tylko wszystko na większą skalę, bo taki Bombaj ma więcej ludności niż nie jedno państwo europejskie.
Fabuła ciekawa, sam pomysł by tak opowiedzieć o przeznaczeniu, o losie i tym co można nazwać nieprawdopodobnym ciągiem zbiegów okoliczności (o ile ktoś w to wierzy) jest naprawdę niezły. Wątek gangsterski to egzotyka dla krajów cywilizowanych, romantyczny mocno naiwny i w iście hollywoodzkim stylu z a jakże happy endem. Za to motyw z teleturniejem "Milionerzy" bardzo wypaczony. Rozumiem, że wykorzystano wiele licencjonowanych elementów co zmusiło twórców do bardzo łagodnego obejścia się z kulisami produkcji tego show. Zdecydowanie polecam... wszystkim.

ps Koniec filmu. Myślę sobie "proszę, proszę, jednak potrafią czasem zrobić w Indiach film, który nie jest Bollywoodem" (nie cierpię ich) i masz wskakują napisy, a na ekranie tłum tańczący i śpiewający się pokazuje. Ok tyle mogę jeszcze przełknąć;)))

Brak komentarzy: