niedziela, 31 stycznia 2010

Woyzeck (1979)

Tak przy okazji oglądania "Krzyku kamienia" zobaczyłem, że Werner Herzog wyreżyserował "Woyzecka". Ponieważ nie za bardzo podobał mi się spektakl byłem ciekaw czy to tak słaby dramat czy tylko lokalny niewypał. I jest mniej więcej tak jak napisałem w recenzji poprzedniej. Tutaj reżyser nie miał większych problemów;) wszystko poukładane i przejrzyste. Być może duży wpływ miało to, że oglądałem to niby drugi raz;))). Bardzo dużo różnic, a tutaj taki porządek. To co niedokończone takim pozostaje;). Wspomnę jeszcze, że główną role zagrał Klaus Kinski. Miał sporą przewagę nad Darkiem Siastaczem. Jego twarz na pierwszym planie. Można ujrzeć każdy grymas. I dlatego był bardziej przekonujący. Tutaj nie mam żadnych wątpliwości. Nie będę nawet próbował usprawiedliwiać jego czynu.
Myślę, że sporym atutem filmu jest jego długość, a właściwie krótkość, o dobre pół godziny;)

piątek, 29 stycznia 2010

Krzyk kamienia - Cerro Torre: Schrei aus Stein (1991)

Werner Herzog chyba polubił Amerykę Południową (np Fitzgeraldo). Z sobie tylko znana pasją ukazuje ekstremy natury. Piękno i wielkość. Stąd tak bogata filmografia dokumentalna reżysera tak sławetnych filmów fabularnych. Tym razem jako treść jest rywalizacja dwóch zdobywców szczytów, który pierwszy zdobędzie tytułową górę. Podobnie jak w wielu innych jego filmach nie ma tutaj zawrotnej akcji czy przepychu zdarzeń. To skromny obraz, momentami wręcz amatorski;))) z kapitalnym doborem plenerów. A sam wybór legendy Patagonii to majstersztyk, bardzo oryginalny kształt. A koniec zaskakuje;)))
To tyle by w recenzji zmierzyć się (i polec;))) ) z wielkością nazwiska - Herzog;))).
Teraz nie owijając w bawełnę - trochę cierpliwości się przydaje choć obraz nie jest wcale długi. Donald Sutherland to może i gwiazda ale mało lubiana, więc specjalnie nie przyciaga. Jak dla mnie to niezbyt artystyczne kino, ale ma jeden wielki plus - to nie jest bezmyślny film jakimi się obecnie nas zalewa, a to już bardzo dużo;))).

Karel Capek - Fabryka Absolutu

Fabryka absurdu;))) tak mi się ubzdurało, ale mozna naciagnąc, żę wiele tego tytułowego absurdu autor wyprodukował.

Czytając tą książkę pobłądziłem powielokroć;))) Skojarzenia z Kongresem futurologicznym Lema, błędne datowanie powstania powieści na lata pięćdziesiąte-sześćdziesiąte. Ideologiczne lewioowanie z obowiązkowym wyśmiewaniem religii.

O tak to się zaczyna...
"W Nowy Rok 1943 pan G. H. Bondy, prezes zakładów MEAS, czytał sobie gazetę, jak zwykle, trochę niegrzecznie przeskoczył wiadomości wojenne, uchylił się od czytania o przesileniu gabinetowym i na pełnych żaglach (tak, na pełnych żaglach, bo „Gazeta Ludowa” już dawno powiększyła swój format pięciokrotnie i płachty jej nadawałyby się nawet do żeglugi morskiej) wpłynął na obszary gospodarki narodowej. Krążył przez chwilę tam i sam, po czym zwinął żagle i pozwolił kołysać się marzeniom."
I bądź tu mądry;)))

Tymczasem Karel Čapek ur. 9 stycznia 1890 w Malé Svatoňovice, zm. 25 grudnia 1938 w Pradze. Szczęka mi opadła. Nie czuć tego w tej powieści. Owszem przewijały się lata gdy się odbywały wydarzenia, ale tak zgrabnie skomponowano fabułę, że czas przestał mieć znaczenie. I mowa tutaj o wykorzystaniu energii atomowej więc jakoś tak samo przez się;)))

"Stało się tedy, że już w lipcu wypowiedział się parlament, iż „Toni Bobinet dobrze zasłużył się ojczyźnie” i razem z tytułem Marszałka przekazał mu godność Pierwszego Konsula. Francja była skonsolidowana. Bobinet zaprowadził ateizm państwowy; jakikolwiek przejaw religijności karany był śmiercią na podstawie prawa wojennego.
Trudno przejść milkliwie ponad niektórymi scenami z życia wielkiego człowieka.

Bobinet i jego matka. Pewnego dnia Bobinet naradzał się w Wersalu z generalicją. Ponieważ było gorąco podszedł do otwartego okna. Nagle ujrzał w parku starusieńką panią wygrzewającą się na słońcu. Wówczas przerwał Bobinet wywody marszałka Jolliveta i zawołał: „Panowie, oto moja matka!…” Wszyscy obecni, nawet najbardziej zahartowani w walkach generałowie nie umieli opanować łez wzruszenia wobec przejawu takiej synowskiej miłości.

Bobinet i jego miłość ojczyzny. Kiedyś podczas deszczu Bobinet był obecny przy przeglądzie wojska na Polu Marsowym. Gdy defilowały ciężkie agregaty artyleryjskie, najechało auto wojskowe na kałużę; woda bryznęła i poplamiła płaszcz Bobineta. Marszałek Jollivet chciał na miejscu ukarać dowódcę nieszczęsnej baterii i zdegradować go. Ale Bobinet nie dopuścił do tego: „Niech pan da spokój, panie marszałku, przecież jest to błoto francuskie”.

Bobinet i inwalida. Razu pewnego Bobinet przyjechał nie poznany do Chartres. W drodze pękła opona i podczas gdy szofer naprawiał uszkodzenie, zbliżył się jednonogi inwalida i żebrał. „Gdzie ten człowiek stracił nogę?” — pytał Bobinet. Inwalida odpowiedział, że stracił ja w Indochinach, że ma starą matkę i że nieraz całymi dniami oboje nie mają co włożyć w usta. „Marszałku, proszę zapisać nazwisko tego człowieka” — rzekł Bobinet wzruszony. I rzeczywiście, w tydzień potem do drzwi izdebki inwalidy zapukał kurier osobisty Bobineta i wręczył biednemu kalece paczuszkę „od pierwszego Konsula”.
Któż opisze radosne przerażenie inwalidy, gdy otworzywszy paczuszkę znalazł w niej medal brązowy!"

Taka jest cała książka. Pełna humoru (brytyjskiego ciii;))) ) i satyry, satyry na przyszłość. Chylę czoła;) I polecam. Kapitalna lektura.

czwartek, 28 stycznia 2010

J.M.Coetzee - Hańba


"– Nie potrzebuję żadnych reprezentantów. Mogę wystąpić we własnym imieniu, czemu nie. Czy mam rozumieć, że musimy kontynuować przesłuchanie, chociaż przyznałem się do winy?
– Chcemy dać panu szansę przedstawienia pańskiego stanowiska.
– Już je przedstawiłem. Jestem winny.
– Czego?
– Wszystkiego, co mi się zarzuca.
– Zmusza nas pan do dreptania w kółko, profesorze Lurie.
– Wszystkiego, o co mnie oskarża pani Isaacs, i fałszowania wyników.
Do rozmowy włącza się Farodia Rassool.
– Twierdzi pan, profesorze Lurie, że uznaje oświadczenie pani Isaacs za prawdziwe, ale czy pan je w ogóle czytał?
– Nie mam ochoty czytać oświadczenia pani Isaacs. Uznaję je za prawdziwe. Nie widzę powodu, dla którego pani Isaacs miałaby kłamać.
– Ale czy nie byłoby rozsądnie, gdyby je pan jednak przeczytał, zanim potwierdzi pan jego prawdziwość?
– Nie. Są w życiu ważniejsze sprawy niż rozsądek."


Za tą powieść padł Nobel i słusznie. Czasem to szanowane grono musi się uwiarygodnić;). Przez kilka dni gdy czytałem tą książkę żyłem ją. A potem jeszcze jakiś czas po skończeniu. Chyba mam inne spojrzenie niż literaccy analitycy;). Dla mnie świecka moralność wyszła przed szereg kanonu religijnego określania dobra i zła. Określenie to jedno ... i tu temat został zamglony. Zapomniano o miłosierdziu, przebaczeniu i tolerancji. Może nawet to jest ale na około, nienazwane;). I to cywilizacyjne czy inaczej, humanistyczne spojrzenie. Po drugiej stronie staje dzikie i pozbawione zasad zachowanie, które można okreslić naturalnym, zwierzęcym, biologicznym.

CZy te okrótne myśłi to nienawiść czy realne spojrzenie na sytuację?

"Banda trzech. Trzej ojcowie w jednym. Gwałciciele, a rabusie tylko przy okazji, powiedziała o nich Lucy – gwałciciele, a zarazem poborcy podatków, którzy włóczą się po okolicy, napadając kobiety i folgując swoim brutalnym zachciankom. Otóż pomyliła się. Nie zgwałcili jej, tylko się z nią sparzyli. Nie kierowała nimi zasada przyjemności, lecz jądra, worki wezbrane nasieniem, które aż do bólu pragnęło się doskonalić. I oto – patrzcie państwo! – dziecko! Sam już nazywa je „dzieckiem”, chociaż to na razie zaledwie robak w łonie jego córki. Jakie też dziecko może się począć z nasienia, które wciśnięto w ciało kobiety nie z miłością, ale z nienawiścią, nasienia chaotycznie pomieszanego, żeby kobietę splugawić, naznaczyć jak psią uryną?"

Skorzystam i wspomnę o filmie (Hańba - Disgrace 2008) który zatrzymałem w połowie jak sie zorientowałem co ja takiego oglądam. John Malkovich jest świetny. Egoista totalny. Humanista o pierwotnym instynkcie. A sam film dość wiernie odtwarza książkę. Ale zdecydowanie najpierw lektura;)))

Kobieta w Berlinie - A Woman In Berlin (2008)

"Kobiety muszą zachować milczenie, inaczej żaden mężczyzna już ich nie tknie."
To słowa głównej bohaterki, pięknej dojrzałej kobiety.
Armia Czerwona dociera do Berlina i czeka na wojska amerykańskie. Gwałci, plądruje, morduje. Trzeba przetrwać. To smutny film. Choć sceny gdy kobiety zaczynają sie przyzwyczajać i adaptować do nowej sytuacji, gdy wraca humor, żarty, plotki... To jednak film dla kobiet. Generalnie to chyba jednak nie polecam.

wtorek, 19 stycznia 2010

Teatr TV:Scena Faktu - Afera Mięsna (2007)

Czasem między teatrem a filmem jest niewielka różnica. Kilka zmienionych detali w realizacji i byłby to film fabularny oparty na faktach. Gdyby nam mignął parę razy gdzieś Wołoszański mielibyśmy dokument fabularyzowany. I to tyle o tym. Gra aktorska profesjonalna.
A to że to się wydarzyło naprawdę czyni ten dokument bardzo makabrycznym.

Info - http://pl.wikipedia.org/wiki/Afera_mięsna

Lato Muminków - Moomin and the Midsummer Madness (2008)

Kolejny niewypał. Moje kochane muminki popsute;(((

Terra (2007)

Zawiodłem się na tej bajce. Wyszły mi z tego jakieś teletubisie. Wszystko na siłę. Bez pomysłu. Nie dałem rady obejrzeć.

piątek, 15 stycznia 2010

Avatar (2009)


Minęło kilka dni od kiedy obejrzałem ten film. Chciałem na chłodno by nie piać z zachwytu jak wszyscy, którzy poszli do kina po wrazenia wizualne i trochę rozrywki. Chciałem;))) A zresztą. Kiedyś Lem w jednym z wywiadów wspomniał ze wszystkie cywilizacje pozaziemskie rozmawiają po angielsku. Wzięto sobie to do serca;) Ale tutaj zrobiono z nich, niech będzie Winetou ;))) Czyli nie pozbyto ich ludzkiego systemu emocji, i w sposób dość ewidentny pomalowano czerwonoskórych na niebiesko powiększając dla niepoznaki przy tym znacznie:). Pokopiowano dość pierwotne ceremoniały, pieśni... zaraz, zaraz to przecież bajka dla nas, ziemian.
James Cameron popełnił kilka wybitnych filmów i ten jest wśród nich. Ale nie o tym ja chciałem. Zrobił jedną z części Obcego, a to widać dość wyraźnie. Głowy smoków to pokolorowane Alieny i ten ukłon dla Sigourney Weaver, odtwórczyni głównej roli tamtego kultowego thrilera s-f.
Ze skojarzeń wspomnę o Gwiezdnych wojnach gdzie na przeciwko wojskom Imperium stawały biologicznie słabe armie wystawione na okrótne straty. I jeszcze jedno prywatne, takie moje skojarzenie - Apokalypto.
Mam nadzieję, ze tego jako zbyt krytyczne uwagi sie odbiera, to teraz mogę z drugiej strony;))))
Odlot na maksa. Ogrody ze snu, potwory z chińskich baśni pełne żywych kolorów. Drzewo Życia i jego ogrom to równe tolkienowskim wielkościom w śródziemiu. Urzeka a nie śmieszy nierealnościa. A to wszystko widać w trójwymiarze.
To bez wątpienia krok do przodu w kinematografii, chwile potrwa zanim ktoś postawi nastęny.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Artur i Minimki - Arthur et les Minimoys (2006)


Na deser. I słusznie;))) I fabuła i animacja. Mnóstwo pomysłów. Nie jestem obiektywny bo wybór nieprzypadkowy;))) a i nastrój idealny;))) Epoka Lodowcowa była świetna, ale Artur jeszcze lepszy. Kompletny odlot. Najpierw zobaczyłem chłopaka który grał w "Czarlie i Fabryka czekolady". Zagrał podobnie. Rola przesłodzona, ale dobrze. To zawsze jest prawidłowy wzór do naśladowania dla młodej publiczności;). Fabuła baśniowa, urocza a Minimki wizualnie bardzo oryginalne. Chociaż te starsze jakoś mi sie kojarzyły z czarodziejami ze Świata dysku. Ale ja mało znam Riverworld.
Luc Besson nie pierwszy raz udowadnia, że ma wizję i dużo wyobraźni. Zrobił to po swojemu, na szczęście;). Bajkowa jazda obowiązkowa;))).

ps Mówi się, że dzieci o wiele więcej rozumieją niż nam dorosłym się wydaje. To bez wątpienia prawda. Liczę jednak, że ten rasta-kolo jarający trawę, tak super wyluzowany zniknie niezrozumiały w odmętach niepamięci, tam gdzie jego miejsce;)))

Epoka lodowcowa 3: Era dinozaurów - Ice Age: Dawn of the Dinosaurs (2009)


Nie liczyłem na zbyt wiele choć jedynka była nawet fajna. Części drugiej nie widziałem. Ale kontynuowałem "bajkowy" wieczór. Miałem taki nastrój;))) No i ... było super. I animacja i gagi. Profesjonalizm. Wszystko perfekcyjne. Zrobiło na mnie wrażenie. Opowieść jak opowieść. Przyjaciele wyruszają ratować leniwca (Cezary Pazura daje dubbing równy Stuhrowi w Shreku), jest trochę ze "Zwariowanych melodii" i sporo fajnych tekstów. Jest oki i naprawdę dla dzieci. Czysta rozrywka, bez emocji;)

Tajemnica Rajskiego Wzgórza - The Secret of Moonacre (2008)


To bajka z gatunku "Gwiezdny pył". Lubie ten sposób czarowania. Jest jednorożec, czarny lew (tutaj animacja trochę kulawa bo chodzi jakby miał pampersa), jest legenda, miłość i takie tam inne, czasem zabawne epizody. Tak jak w "Gwiezdnym..." komiczną postacią był kapitan wiatrowca tak tutaj kucharz. gdyby odebrać tej bajce agiczność to weszła by z tego opowieść podobna do tej w "Pierścień i róża" o królewiczu Lulejce;))) Nawet mnie wzruszyła finalna scena;))) (cicho).

Andrzej Pilipiuk - Czarownik Iwanow


"Koktajl Królewna Śnieżka był to wynalazek pewnego miejscowego weterynarza, który sczezł z przepicia jeszcze przed wojną, ale jego pomysł nadal straszył. Koktajl robiony był w jakiś mętny sposób na bazie mleka i proszku do pieczenia. Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków miał siedem procent, Królewna Śnieżka i dwunastu krasnoludków miał dwanaście procent, Królewna Śnieżka i czterdziestu rozbójników miał czterdzieści procent, a ostatni Królewna Śnieżka i kompania gwałcicieli miał 96 procent i nie zawierał już wcale mleka. Od zwykłego spirytusu różnił się jedynie nazwą. Wypili i odczekali chwilę, aby czterdziestu rozbójników przeniknęło do krwi."
Nie wiem czy to podświadoma sugestia, że to stare opowieści o Wendrowyczu czy świadoma ocena;))) - ale te są naprawdę super. Marzy mi się serial rysunkowy, albo pal licho nawet fabularny. I co tu recenzować. fajoska literatura rozrywkowa;)))
"Lucyfer podniósł z ziemi osmoloną manierkę. Odchylił szybę hełmu, ryzykując zatrucie i ostrożnie powąchał jej zawartość.
- Jakub Wędrowycz - zidentyfikował po zapachu producenta bimbru.
- A właśnie, że Jakub - Boruta zhardział. Należało się sukinsynowi do kotła. Tyle lat nas za nos wodził.
Kawał sufitu z jękiem runął za pobojowisko. Remont milenium. Co najmniej rok minie, zanim piekło znowu podejmie normalną pracę. Wargi Lucyfera ułożyły się w uśmiech pobłażania. Złość przeszła mu, jak ręką odjął.
- Ty, Boruta, jak trzeba wypić, łeb masz mocny, ale za to mózg jak ser szwajcarski - powiedział. - Tobie się wydawało, że Jakub Wędrowycz tak po prostu da się wpakować do piekła?
- Tak. I prawie się udało...
- Ty kretynie. Nie tacy próbowali."

niedziela, 3 stycznia 2010

Paulo Coelho - Być jak płynąca rzeka


Bardzo mieszane mam uczucia. To dobry pisarz. Nie artysta tylko taki stylizujący się na mędrca. Wartości które chwali, lub zamieszanie które robi w głowie doceniaja wrogie mi kręgi intelektualno-polityczne. W swych felietonach miesza wiedzę ezoteryczną z egzoteryczną. Kiedyś natrafiłem w książkach o okultyźmie na czym to polega. I to właśnie tutaj ma miejsce.
"... bardzo często góra podziwiana z oddali wydaje się piękna, interesująca, zapowiada wyzwania. Jednak co się dzieje, kiedy próbujemy się do niej zbliżyć? Nie prowadzi tam żadna droga, a ciebie od celu dzieli las. To co proste na mapie, w rzeczywistości okazuje się trudne. Dlatego wypróbuj wszystkie ścieżki, aż kiedyś staniesz przed szczytem, który chciałeś zdobyć." - taki trochę bełkot, takie dalekowschodnie naleciałości.
No dobrze, ale ja będę go w niektórych kręgach bronił, bo on nie kryje że był w sektach, że z okultyzmem i spirytyzmem miał do czynienia, że te kriszny i inne cudactwa nie są mu obce, że spotykał czarownice (jego słowa) i ... że jest katolikiem. Czasem wychodzi takie "społeczne" niedouctwo bo gdzie w Szkocji była Inkwizycja, czasem podlizywanie się z poglądami które mieć wypada. Ale wiele jego poglądów jest mi tak bliskich jak koszula którą mam teraz na sobie, a i moje własne przeżycia są bardzo bliskie, przecież ja też i ...
Nie będę go polecał nikomu, ale sam czasem dla czystej przyjemności przebywania z książką sięgnę właśnie po tego autora.

Galerianki (2009)

Ten film dla mnie to jak petarda. I to co się obecnie dzieje, i to co mnie może dotyczyć bezpośrednio i jakaś retrospekcja chwil własnych. Emocje na tylu płaszczyznach. Sama realizacja, nędza i rozpacz. No dobrze;) nic specjalnego. Ale to jest charakterystyczne dla naszego kina. Przecież ani Plac Zbawiciela ani Dług ani Komornik nie były czymś wielkim w rozmachu. Ale to co niosły za sobą miało moc. I ja właściwie tego oczekuję od naszej rodzimej kinematografii. Nie chcę filmów akcji - te Hollywood robi w sposób nie do pobicia. Nie chcę efekciarskich "Matrixów" - po co obnażać naszą biedę. Wybieram takie. Smutne, bo tak odległe tematycznie i nastrojowo od komedii typu KingSajz czy Bułgarski numer. Ale życie daje takie niewdzięczne historie. Niech ktoś je pokazuje. Nie zamykajmy oczu i miejmy świadomość z problemów, które są wokół, problemów ewoluujących jak mentalność, jak zmiany technologiczne. Tutaj to efekt uboczny silnego ataku medialnego w postaci reklam. O tym mógłbym długo...;) Ale było kilka scen, trochę moich własnych, jakby o mnie, jak może nie wiele brakowało...

piątek, 1 stycznia 2010

Bękarty wojny - Inglourious Basterds (2009)


Widziałem wszystkie filmy Tarantino. Liczyłem, że ten będzie się mi podobał. Liczyłem, więc i zawód większy. Jak dla mnie klapa. Ale robił wiele by tak było. Nawet postarał się o Brada Pitta (chociaż ten w tym słabym filmie specjalnie poziomu nie zaniżył). Można wprowadzać na ekran pomysły komiksowe, uwielbiam to, ale te ciągnące się i cuchnące nudą dialogi... W tylu filmach już to przerabiał, że mnie tym zmęczył.
Zacznijmy może jednak od początku. A zresztą o czym tu pisać. Gdyby robił film o Rycerzach Okrągłego Stołu w dialogach znalazły by się zapewne wywody o smaku frytek z McDonalda lub jakimś filmie niskobudżetowym z kina dla zmotoryzowanych. Po prostu ten facet nic więcej nie wie niż to co sam zobaczy na taśmie video lub na ulicy. Uwielbiam "Pulp Fiction", kocham "Kill Bill" (w obydwu częściach), ale tutaj tak naprawdę podobał mi się tylko kawałek Davida Bowie. To za mało jak na dwie godziny. A gorycz dopełnia fakt, że tą opowieść w postaci komiksu przekartkowałbym w piętnaście minut.
Ble....