środa, 31 grudnia 2008

Iza Degórska - Wszystkie smoki o tym wiedzą

Dzień zakończył się w smoczym nastroju;))) więc na prędce poszukałem czegoś na dobranoc w podobnym klimacie. Nie wiem czy autorka pisała to dla swoich dzieci (dziecku) czy o nich, ale nie było to dla mnie. Niestety jestem już chyba za duży ;( Chociaż, chociaż w kilku miejscach się uśmiechnąłem. Szkoda, że tak niewiele robi się w szkołach podstawowych bo jest to tak prosty utwór by odtworzyć go na scenie. I ten zamysł się twórczyni udał, przecież po coś nadała mu formę dramatu.

"CZARNY RYCERZ
- A wiesz co się robi z takimi paskudnymi smokami jak ty?
HIERONIM
- Ten garnek na głowie to ci całkiem widok zasłania. Ja jestem bardzo ładnym smokiem, tak mówi mama..."

poniedziałek, 29 grudnia 2008

Christopher Moore - Krwiopijcy, Love Story

"Tommy próbował bronić sprawy zarabiania na życie pisarstwem, ale jego argumenty trafiały w próżnię (w znacznej mierze dlatego, ze zdaniem obu przesłuchujących - dziadek i ojciec - mianem "Hamleta" określano małą porcję wieprzowiny, podawanej z jajkami). Był już wyczerpany i zaczynał się godzić z porażką gdy z desperacją wypalił:
-Wiecie, "Rambo" też ktoś napisał.
Thomas Flood senior i Harley Businskywymienili przerażone spojrzenia. Byli poruszeni, wstrząśnięci, załamani..."

Ubawiłem się przednio. Jak na lekturę do pociągu aż za śmieszna (oczywiście jeśli masz skrupuły by nie przeszkadzać współpasażerom;) ). Nie wymaga skupienia, po prostu czytasz a ona sama Cię przy sobie przytrzymuje. Nie udało się to np Gaimanowi. On wymagał ciągłej koncentracji. Proszę o więcej takich lightowych horrorów.

I jedno z pytań quizu "Czy umiesz mu powiedzieć, że jest do niczego?"
"3. Po dłuższych poszukiwaniach po ciemkuwydaje mu się, że wreszcie trafił. Kiedy mówisz mu, że wcale nie, on i tak prze naprzód.Jak reagujesz?
A: Bierzesz lampkę z szafki nocnej i tłuczesz go, dopóki z ciebie nie zejdzie.
B: Bierzesz lampkę z szafki nocnej i zatłukujesz go na śmierć.
C: Bierzesz lampkę z szafki nocnej , zapalasz ją i mówisz: "Mógłbyś spojrzeć co robisz?".
D: Cierpliwie czekasz, aż skończy, cały czas żałująć, że nie masz lampki na szafce nocnej."

sobota, 27 grudnia 2008

Terry Pratchett - Blask fantastyczny

"Słońce wstawało powoli, jakby nie było pewne, czy w ogóle warto się wysilać."
Pierwsze zdanie a ja już nabierałem pewności, że to niezwykła książka. Jak trudno było mi się wbić w ten klimat, przedostać do tego świata. Wszystko rozkojarzało, początkowo kompletny chaos w głowie, chaos w książce. Poziom abstrakcji w żartach przekroczył dość dobrze znanego mi Monty Pythona. Lecz nawet zmuszałem się do hamowania co większych wybuchów śmiechu by nie rozkojarzały. Najdziwniejsze uczucie mnie spotykało, gdy przenikając w ten świat traciłem wątek i musiałem się cofać by dowiedzieć skąd się "oni" tu wzięli. Oczywiście wzięli się tak ot! Z czasem nauczyłem się też tą książkę odbierać "tak ot".

"W odległym lesie zawył wilk i zaraz umilk zakłopotany, że nikt się do niego nie przyłączył"
"Z nadludzkim wysiłkiem szaman przypomniał sobie właściwą sekwencję poruszeń prowadzącą do wstania. Zdołał nawet przejść kilka kroków, nim spojrzał w dół i zrezygnował, gdyż skończyły mu się nogi."

ps 8,5/10 (dychę mogę dać jedynie Tolkienowi, a 9 dla np. Pachnidła)

niedziela, 21 grudnia 2008

Andrzej Pilipiuk - Oko Jelenia, Drewniana Twierdza

"-Jakie to były zioła? - zapytałem.
-Zwykłe stepowe. I trochę takich mniej zwykłych. Ważne, że szablą siekane, która się wcześniej bisurmańskiej krwi napiła.
Ekstra. Miałem nadzieję, że dobrze wytarł..."

Trzecia część jest chyba najlepsza. Przygotował sobie taką dowolność operowania bohaterami, że może zrobić z nimi co zechce. Bardzo wygodne i strasznie nieprzewidywalne (chociaż można oczekiwać na pewne zdarzenia;))) ).

I jeszcze mały kwiatek
"-Młodziutka jesteś jeszcze i niewinna,nie wiesz tedy zapewne, że podniety nerwowe, których doznają, sprawiają, iż ogarnia je wściekłość macicy. Jedne szukają ukojenia w ramionach amantów, ale inne posuwają się do tego, iż łączą się między sobą w sposób przeciwny naturze, tak szukając słodkich, acz zakazanych przez Boga, Kościół i prawo rozkoszy - ciągnęła wdowa. - Twierdzą, że praktyki te niosą przyjemność, wzmacniają przyjaźni więzi, oczyszczają ciało z humorów..."

Hm, ...

sobota, 20 grudnia 2008

Jim C. Hines - Kołysanka goblina

Aaaaaa, kotki dwa,
tunelowe obydwa.
Ach, śpij, bo właśnie
jeden kotek cię za chwilę chlaśnie.
A gdy rano będzie świt,
koteczkowi będzie wstyd,
że cię łyknął,
a nie zgryzł.

Z gobliniej kołysanki "Kotki tunelowe dwa"

Ursula K. Le Guin - Grobowce Atuanu

Subtelne fantasy (o ile takie istnieje). Choć fabuła dość skąpa to poziom chyba utrzymany jak w "Czarowniku z Archipelagu". Jak dla mnie więcej rozgrywki psychologicznej głównych bohaterów, i odrobinka tak charakterystycznej dla autorki filozofii ...

"Zaczynała dopiero poznawać ciężar swobody. Wolność to wielkie brzemię, niezwykłe i trudne do zrozumienia dla ducha. Nie jest łatwa. Nie jest darem otrzymanym, lecz dokonanym wyborem. I ten wybór nie jest wcale prosty. Droga wiedzie w górę, do światła, lecz zmęczony podróżnik może nigdy nie dotrzeć do jej końca"

wtorek, 16 grudnia 2008

Clifford Chase - Oskarżony Pluszowy M.

To nie Kubuś Puchatek, to nie Miś Paddington, ani żaden z innych znanych misiów. Skoro zostaje oskarżóny o terroryzm i 9677 innych zbrodni nie jest to byle popierdasek;)))
Satyra na chory system wyjałowiony ze zdrowego rozsądku. A pluszak to tylko karykatura jak wielki absurd jest możliwy, gdy dalej będziemy opierać się na normach ISO, certyfikatach wszelakiej maści, prostych ogórkach i właściwej długości cięciwie banana (lub psychotestach komu wolno a komu nie - oczywiście w imię wolności;) ).
Miś - przytulanka stworzona by przytlać, kochać i wylewać w niego (nią) łzy. Tego pragnie, za tym tęskni, o tym marzy. To jego spełnienie, jego egoizm - jednak patrzy przez pryzmat odczuwanej własnej przyjemności, nie ma tu kszty poświęcenia.
To nie jest radosna książka -
"Starał się być dobrej myśli. Nie mógł przewidzieć, że jego życie sprowadzi się do jednego - poszukiwania nadziei. Dawno temu, tamtego pamiętnego dnia, w którym urodziła się Mała Winkie, misiowi wydawało się, że znalazł nadzieję raz na zawsze. Teraz wyglądało na to, że wiecznie będzie jej szukał"

niedziela, 14 grudnia 2008

Jeszcze dalej niż północ

Kiedy to ostatni raz miałem problemy by powstrzymać się od napadów śmiechu. Genialna komedia. Kolejny dowód jak fajny jest francuski humor. Plotka, Kolacja dla palantów, tylko szkoda, że czasem nakręcą niekońcżące się Taxi 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, (któreś pominąłem?)

ps
A teraz czytam, że "Jeszcze..." to hit wszechczasów francuskiego kina.

REC

W większości lubię filmy hiszpańskie. Tą iberoekspresję w zachowaniach, tą żywiołowość jakże odmienną mej naturze. "Rec." to thriller o smaku horroru. Choć nie wkradł się w moje serce i rzadna ze scen nie wywołała lęku, strachu lub innych emocji towarzyszących oglądaniu takich filmów podobał mi się. Zwykli "aktorzy", jedna kamera kręcąca wszystko z ręki. Jakiś tam pomysł. Kolejny dowód, że można bez wielkiej kasy zrobić film (i dużo ciekawiej niż Blair Witch Project).

Leonie Swann - Sprawiedliwość owiec

Z paczki pełnej książek zachęcony recenzjami tą wybrałem jako pierwszą. Właściwie to z powodu właśnie jej domówiłem resztę. Bestseller, same achy i ochy, a przecież na czymś trzeba się opierać.
Jedna piąta książki za mną a ja przysypiam co kilka stron i coraz bardziej zaczyna dręczyć mnie pytanie czy już nie zostawić jej i nie zacząć następnej. Zostawiłem częściowo zwalając winę na zmęczenie. Następnego dnia było lepiej. Owce już nie tylko się pasły, ale również zaczęły się przemieszczać. Ruch wniósł pewne ożywienie i uatrakcyjnim książkę. Pierwsze pięćdziesiąt stron z owczym mieleniem gębami to jak dla mnie dość nużące. Za to ostatnie pięćdziesiąt było naprawdę ekstra (może poza samym rozwiązaniem zagadki i sceną gdzie w knajpie pełnej dymu i woni alkoholu, wśród obszczymord delikatna kobieta w stylu "urzekła mnie twa historia" opowiada, a te wiejskie twarde popaprańce słuchają ją poruszone - u mnie to nie przejdzie;))) - absolutnie odrealnione, a owce niech sobie gadają co chcą;))).

"Chwiejnym krokiem weszła do przyczepy i wróciła z książką w ręku. Otworzyła ją mniej więcej w połowie. Owce wiedziały, że książkę należy otworzyć na samym początku i miarę czytania powoli przekładać kartki z jednej strony na drugą. Kilka z nich zaprotestowało głośno mecząc, ale większośc była zbyt znużona, żeby zawracać sobie głowę małymi odstępstwami od reguły. Najważniejsze, że znowu ktoś im czytał. Przecież nie mogły oczekiwać, że ich młoda pasterka od razu wszystko zrozumie."

piątek, 12 grudnia 2008

Jaja w tropikach

Początek super. Wiedziałem, że się ubawię. Humor durny, bez intelektualnych fajerwerków, ale taki też lubię. Kilka fajnych scen , tekstów, parę razy się zaśmiałem, potem siłą rozpędu uśmiechnąłem. Po około czterydziestu minutach dotarło do mnie, że właściwie to od dłuższego czasu się nudzę gapiąc w ekran i wyłączyłem. Cierpliwości by zapewne starczyło by dotrwać do końca, ale czasu było szkoda bez gwarancji, że jeszcze doczekam choć jednego fajnego gagu. Lubię Bena Stillera i byłem pełen optymizmu. Przecież Duplex czy Noc w muzeum czy Poznaj mojego tatę czy... . Tym razem KLAPA. Maybe next time.

wtorek, 9 grudnia 2008

Ursula K. Le Guin - Czarnoksiężnik z Archipelagu

Teraz jest mi wstyd. Czytam ją pierwszy raz. Kupiona, przeleżała na półce 18 lat zanim wziąłem ją do ręki. Uważający siebie za miłośniak fantasy sięgam po kanon tak późno, zaliczając po drodze stertę "makulatury" typu Kane czy beznadziejne podróby Conana. O samej książce nic nie napiszę, bo po co. Świetna.

niedziela, 7 grudnia 2008

I żyli długo i szczęśliwie

Jeden mężczyzna, jedna kobieta, jedno dziecko, jedna rodzina, jedna kochanka,... jeden nieznajomy.
Ich związek jest idealny, ich znajomych są z problemami, kłopotami, kłótniami, wyrzutami. I nagle okazują się normalniejsze. W tym cudownym i pełnym miłości małżeństwie choć nie ma miejsca dla kochanki ona się znajduje, i to nie jako chwilowy kaprys. A żona w pełni świadoma sytuacji, wciąż kochająca, szczęśliwa ... I nieznajomy, którego "gra" Johnny Depp (choć raczej jest statystą pierwszego planu;))) ). Jej słabośią jest jej namiętność. Co z tego, że to tylko chwila, kto powiedział, że tylko jedna, że tylko z nim;)?

Piraci rulez

Po drugiej części wiedziałem, że takiej nędzy nie uda im się już nakręcić i "Piraci na krańcu świata" będą dużo lepsi. Ale... nie spodziewałem się, że aż tak. Niesamowite, rewelacja, super. Wszystko co chciałbym by było w filmie i to podane w tak doskonałym stylu. Wzroku od ekranu nie mogłem odwrócić. Wiadomo - na kóncu będzie happy end (???) więc skąd te emocje, dopingowanie bohateróm. Nawet elementy humorystyczne (w końcu na przyzwoitym poziomie) odprężały tylko na ułamek sekundy. Pomysły, pomysły, pomysły. W poprzedniej tego nie było, a tu kumulacja. Ucieczka na "spadochronie" to w iście bondowskim stylu (tym z najlepszego okresu). Pościgi i sceny walki nie męczą dłużyzną. A ceremonia ślubna w trakcie jedej z nich to majsterszczyk. Gra małpki trąci lekko z "Poszukiwaczy zaginioej Arki" (scena gdy kapucynka na ramieniu gestapowca gestem pozdrawia Hitlera ma swoją moc). Dziś jednak ta część Indiany leci oczko niżej w mojej liście wszechczasów.

Piraci i skrzynia umarlaka

Jak na tą półkę filmów porażka. Drętwy humor. Deppa troszkę nadto. Scena trójkowego pojedynku pomimo sporej widowiskowości zepsuła wrażenia doszczętnie.

Sergio Galindo - Grzybojad

Szykowałem się na imprezkę, lecz zacząłem czytać i ... pojechałem dopiero jak skończyłem;)))
"Znaleźliśmy się w roślinnej katedrze. Ogromne gotyckie paprocie wznosiły się ku niebu, z tej odległości niewidocznemu, bluszcze i porosty tworzyły ornamenty religijne, mityczne, falliczne."
albo
"Ogród przedstawiał obraz niewiarygodnego spustoszenia. Burza połamała gęste wawrzyny i okazałe liquidambary, wyładowała swą złość w koronach starych dębów, prawie zupełnie niszcząc w walce drzewa owocowe."

Poetycka minipowieść. Obdarowani dziewiętnastowieczną wrażliwością o wiele łatwiej umielibyśmy poczuć delikatnie wyłaniające się fantasy. Emocje podane niby od niechcenia, króciutko i po cichu, zasłonięte urokiem opisów miejsc i zdarzeń.

Z tresowanych kotków jest lampart Toy;))).

sobota, 6 grudnia 2008

Śmierć komiwojażera

Czy Hoffman lub Malkovich zagrali kiedyś słabo? Reszta aktorów dorównała poziomem. Realizacja w stylu teatru telewizji. To zawsze dodaje optymizmu, że pieniądze nie są przeszkodą. A treść, obraz?
Tyle emocji, że mnie wgniatało w kanapę. Ojciec, który tak kochał syna, że ofiarował mu swoje życie, ale nie potrafił go przytulić gdy ten o to błagał. Jak bardzo trzeba uważać wkraczając w świat iluzji.

ps Miło mieć tam dodatkowe mieszkanko, łatwo w nim uśmiechać się;)))

niedziela, 30 listopada 2008

Andrzej Pilipiuk - Wieszać każdy może

"bo ile można słuchać brzęku flaszek i pijackich piosenek tych starych pokemonów"
"... przeszedł na międzynarodowe bimbrownicze esperanto..."
lub bardzo dla autor charakterystyczny
"Miałem kiedyś kumpla, uczciwy Żyd z dziada pradziada,a hitlerowcy uznali, że jest Ormianinem i rozstrzelali biedaka"
to z "Pola trzcin" (a przecież tego jest tam multum)

A puenta w opowiadaniu "Wykład" rozwaliła mnie doszczętnie. Rewelka!!!

a jakaś wredota nasłała Wieśmina żeby pozamiatał i .. stało się;(

Jestem

Jeśli zabieg manipulacji tytułem w trakcie filmu był celowy to zrobili to genialnie. Pewności jednak nie mam, bo końcowe "Jestem" było jednak sztampowe, takie klasyczne, klasyczne dla polskiego kina. Choć było "pogodzone", a takie właśnie być powinno, to przez resztę filmu bohater krzyczał do matki "jestem" i błagał o uczucie. O tym jednak jakby świadomie zapomniano podczas realizacji. Reszta świata w kategorii "bez łaski, nic od nikogo nie chcę za darmo" - bunt, nie raczej obrona.
Uczucie dwojga dzieci zakrapiane miłością mocno odrealnia film (siedmioletnia alkoholiczka z bardzo bogatej rodziny), a ktoś kto pisał ich dialogi nie zniżył sie do tego poziomu.
Zupełnie abstrakcyjną była dla mnie scena z próbą samobójstwa (wszystkiemu winna pozytywka;)) ). Po obejrzeniu rodzi się pustka wokoło. Mijam kogoś na ulicy nieświadomy tego co tkwi w jego głowie, kogoś komu mogą kołatać się podobne myśli, koszmar.
Film nakręcony w odcieniu sepii, tłumi kolory - w życiu głównego bohatera one nie wystęują, nie ma różowej przyszłości, nie ma błękitu nieba, trawa po której chodzi się nie zieleni.
... i jeszcze Michael Nyman ze swoją muzyką, ze swymi smyczkami...

Ostatnia Minzy

Fajna bajka. O wiele bardziej mnie wkręciła niż "Kroniki mutantów" czy nowy Bond. Nie głupie jest rónież finalne przesłanie, by ludzie nie zatracili swego człowieczeństwa. Jednak w skali do 10 to tylko 6.

sobota, 29 listopada 2008

Andrzej Pilipiuk - Oko Jelenia, Srebrna Łania z Visby

Jeśli były jakieś potworności, których Helena nie przeżyła w pierwszej części to w drugiej zebrała resztę do kompletu (łącznie z nieprzeżyciem;) )
Odnośnie autora dwie refleksje
1. spoko gość z "ciemnogrodu", nie jakiś tam europejczyk
2. posiadaną wiedzę o czasach minionych wplata w powieść s-f, bardzo interesujący sposób nauki historii - na mnie działa

piątek, 28 listopada 2008

Kroniki mutantów

Spojrzałem na okładkę - jeśłi to nie x-meni to może być fajne. Najpierw wprowadzenie. Deczko głupawe, ale co tam;) Potem sceny, które mnie zachęciły i które odkryły rąbka stylistyki proponowanej na rok 2707. Nie wiedziecz czemu pierwsze skojarzenie to "miasto zaginionych dzieci". Jest dobrze - pomyślałem. Rozsiadam się wygodniej ... i wchodzą mutanty i wszystko psują. Myślę sobie - są w tytule, trzeba dać im "szansę". Po kilkunastu minutach widzę scenę jak dwoje ludzi odgrywa epizod. Prowadzeni niczym osoby, które mają coś znaczyć w tym filmie. Błąd. Jedna ginie. Ale druga..., eh rozwiązanie tak banalnie proste - reżyser chciał pokazać katastrofę pojazdów powietrznych. W końcu dotarło do mnie, że oglądam komiks. Wszystko stało się oczywiste. Wszelkie naciągania stały się dozwolone, a coraz większa abstrakcyjność akceptowalna. Zero emocji, zero przesłania, klasyczny pustak, ale miłośnicy komiksów naprawdę powinni sie cieszyć - to dla nich (dla mnie troszkę też;) )

niedziela, 23 listopada 2008

Andrzej Pilipiuk - 2586 kroków

Zbiór opowiadań. Miejsca rozgrywania akcji jak to u niego. Fajne i zamiast zbędnych wywodów ...
"Spora część scen batalistycznych zmontowana została brawurowo z polskich kronik wojennych, tylko na burtach czołgów oznaczenia zmieniono na pierwotne - niemieckie. Musieli się namęczyć, żeby tak klatka po klatce wklejać to , co trzeba... Fabułka była głupia i mdła, choć pomysł niczego sobie. (...) Na południu Francji, w obozie dla uchodźców, formowana jest niemiecka armia. Czterej dzielni wehrmachtowcy i ich szalenie inteligentny owczarek alzacki Scharik..."
a może jeszcze...
"Tydzień później odebrałem jeszcze kartę bankomatową z paskiem magnetycznym, co ucieszyło mnie bardzo, bo toaleta szeregowych pracowników jest w naszej bazie strasznie zdewastowana, a tę dla kierownictwa zabezpieczono nowymi drzwiami z czytnikiem kart. Moja okazała się wybrakowana - bo jakoś ich nie otwierała. Próbowałem ją wymienić na inną, co jednak nie pomogło, bo nowa też nie otwierała. Już to nasunęło mi pewne niesprecyzowane jeszcze podejrzenia..."
Tak, lubię taki luzik literacki.

Cóż warte jest życie bez odrobiny namiętności...

... przekonała się nawet Śmierć w filmie "Joe Black". Cóż warta jest "gra" aktorska bez cienia pasji można się przekonać skupiając na roli Brada Pitta. To jego "wylosowano" jako Mr. Death. Dotąd myślałem, że ideałem takiego "pustaka" jest Hugh Grant, ale ten jednak stara się maskować swoje "co ja robię tu" i potrafi "rozbroić". A Pitt zrobił ze Śmierci choć nie zabawnego to jednak niedorozwiniętego narcyza (każde lustro moje) o kroku zombie (czyżby błysk inteligencji rozwinął fantazję skojarzeń?). Film z Hollywood więc i fabuła, i przesłanie, i zakończenie to sztuczna gra emocji na widzu z kilkoma mądrymi sentencjami "Kto nigdy nie kochał ten nigdy nie żył" i "kto nigdy nie próbował ten napewno nie żył" (chyba tłumacz się lekko nie popisał;) ).
Na swoimi normalnie wysokim poziomie zagrał za to Anthony Hopkins. Wg mnie wizualnie pasował do przydzielonej roli idealnie, mentalnie napewno nie. Postrzegam go jako skromnego człowieka o pewnej jednak pokorze, a przyszło mu zagrać ociekającego przepychem szefa korporacji medialnej. Tym większa chwała, że udźwignął zadanie. A jego reakcje, wypowiadane kwestie pobudzają do refleksji (przemycił odrobinę samego siebie).
Czy warto obejrzeć - film o życiu, jego sensie, miłości, jako darze i nieuchronności. Choć trwa trzy godziny, zawiera sporo absurdu ja obejrzałem.

sobota, 15 listopada 2008

Zachowuj się jak porządny trup

Z trupiego savoir vivre
* Nie rozkładaj się
* Nie graj w kości
* Pomocne kontakty: nekromanta, nekrofil, nekrolog
* Na plamy opadowe - najlepszy trupnik
* Urna to zły wybór - palenie uszkadza nasienie.

Książe Kaspian

Były przymiarki by obejrzeć go w kinie, były pozytywne relacje ( ;))) ). Kopia w domu czas najwyższy by się zrelaksować przy ekranizacji (książka czytana całe lata wstecz, pozostawiła jedynie wspomnienie, że była fajna). C.S. Lewis, że był przyjacielem Tolkiena to wiemy, lekko się inspirowali, napewno. Czy zobowiązywało to jednak twórców filmu by kręcić go podobnie do Władcy pierścieni. W scenach batalistycznych - muzyka, najazdy kamer pod postacie, ruch mający ukazać potęgę armi - identycznie, po co???. I postać strzelającej z łuku Łucji w puszczy - jak bliskie skojarzenie z Legolasem. Realizacja super, emocji zero.

M. Grechuta - Ważne są tylko te dni

"ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy
ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy..."
- kiedy myślalem, że jest za późno to nagranie otwierało przede mną wielkie wrota przyszłości i ... wiedziałem, że kolejny raz się mylę. Zresztą u Grechuty znajdowałem często to co na daną chwilę pomagało, czasem ratowało związek, czasem wyładowywało emocje a czasem je ładowało;))), lecz zawsze uzupełniało optymizm. Po wielokroć estetyka oparta na prostych, wiejskich ludziach, ich mozolnej pracy deklasowała przebojowe opowieści współczesnego polskiego kina, gdzie wszystko tonie w korporacyjnym luksusie;))).

czwartek, 13 listopada 2008

Corsica

Który to już raz w domu lub w samochodzie słucham naprzemian w wykonaniu Petru Guelfucci lub Horodia & Thievos Hristos. Nie interesuje mnie język w jakim jest wykonywane to nagranie, obojętne która wersja zawiera fortepian, a która gitarę, w której są jakie smyczki. Niczym zahipnotyzowany poddaję się urokowi Corsicy.
I jeszcze ten chór - tak subtelnie manifestuje potęgę tej pieśni.

Dziwi mnie tylko, że nie wiem skąd się ten utwór wziął. Czy to może z jakiegoś filmu? Ale na co mi ta wiedza gdy czuję jak wyrywa serce, jak chwyta za gardło by dusić ... z każdym przesłuchaniem coraz mocniej ... i nie pozostaje nic innego tylko uśmiechnąć się w wyrazie aprobaty;)))

Suskind - Pachnidło

Właściwie to jedna z najlepszych książek jakie w życiu przeczytałem.

"Nie zależało mu na tym, aby zrobić pieniądze na swym kunszcie, nie chciał nawet żyć ze swej sztuki, jeżeli da się żyć inaczej. Chciał tylko jednego - uzewnętrznić swoje wnętrze, gdyż uważał, że kryją się tam skarby wspanialsze nad wszystko, co ów zewnętrzny świat miał do zaoferowania".

Pozostaje tylko zaprosić na estetyczną ucztę i tak jak wysusamy z kosteczek ich aromat aż do wyjałowienia, jak oblizujemy talerz po przepysznym sosie dając odetchnąć zmywakowi, jak smakujemy dostojne wino drobniuteńkimi łyczkami tak powinniśmy delektować się zdanie po zdaniu. A wtedy każdy zapach, którego zapragniemy poznać bliżej nabierze swoiście materialnej postaci i zagości choć przelotnie w naszej wyobraźni.

ps
Może ostatnie sceny książki rozdmuchały delikatnie czar, a może to tylko mój nie najlepszy nastrój w trakcie czytania zakończenia.

wtorek, 11 listopada 2008

Dziewczyna z perłą

Zgodnie ze swym nawykiem choć kilka kadrów na dobranoc. Grubo po drugiej więc włączyłem coś co miało gwarantować nudę i szybki sen. Akurat. Oczu nie mogłem zamknąć, ulegając hipnotycznej mocy. Spokojna muzyka i leniwie poruszający się obraz. Genialnie zminimalizowane dialogi. Tam gdzie można było obejść się bez słów tam ich nie było. Bez powitań, prostych odpowiedzi, rozbudowanych awantur, szumnych deklaracji, zaimków, przyimków. Niezbędne minimum jako uzupełnienie. No właśnie. Całą resztą są emocje. Jaką resztą?! To właśnie resztą jest obraz, słowo, muzyka. By zachować proporcje - główne role grają twarze. To za pomocą grymasu, odwróconego wzroku odgrywane są kłótnie. Uśmiech wyznaje miłość, a lubierzne spojrzenie zdradza cały perfidny plan uwiedzenia. I jeszcze zagryzane wargi, i to rozkojarzenie w momencie niebezpiecznej bliskości.

ps jak dobrze po tej bondowskiej kaszanie wybrać się na spotkanie ze sztuką

poniedziałek, 10 listopada 2008

007 Quantum of Solace

Na przemoc nie da rady. Odpowiednia ilość kasy gwarantuje odpowiednią jakość efektów. Znów te pościgi. Najpierw niszczą Astona Martina - chyba jedyne materialne me marzenie. Do tego w bondach przywykłem (choć wciąż tego nie akceptuję;) ). Potem Yamakashi-Bond, są wodne ekscesy - tu kompletna porażka (dwadzieścia lat wstecz robili z większą finezją). Fabuła w końcu dorównała mistrzowi Flemingowi. Nędza jak jego książki.
Chciałem po kolei, ale zbyt świeżo po filmie i mam lekki chaos. Już sama czołówka nie wróżyła nic dobrego. Gdzie bondowska muzyka tak starannie dobierana, by przetrwać całe dekady?
Kto ukradł Bondowi specyficzny i bardzo wyrafinowany humor. Jeden jedyny dowcip!!!!! Jeden!!!!
"- Co wiadomo w sprawie pana(...) pyta M.
- Utknęła w matwym punkcie - odpowiada Bond"
I po chwili słychać "Bond go zabił" - czy nie lepiej oprócz wersji dla niesłyszących dodać wersję dla bałwanów. Masakra.
A gdzie się podziały dziewczyny tak chętnie lądujące w sypialni Jamesa uginając się pod jego urokiem. No tak, brak uroku to i dziewcze tylko martwe (i to całe po czubek głowy w ropie). Seksu nie będzie;)) Masakry ciąg dalszy. Gdzie Money-Penny i subtelny fz nią flirt, gdzie zastępca Q i nowe gadżety szpiegowskie. Wciąż nie mogę przyzwyczaić się, że M to kontynuacja Margareth Tacher a tu tragedii ciąg dalszy. Już tylko krok by zmieniać samego Jamesa, najpierw nazwisko na np Blond, potem może jego orientację na tą bardziej "oświeconą". Obdarli z wszystkiego co miało ten smaczek, co tworzyło "kult". Jeszcze nie raz zatęsknię za urokiem Diamonds are forever lub choćby Die another Day (pewnie nie ja jeden;( ).
A mogłem zamiast tego obejrzeć "33 sceny z życia", ale mi się efektów zachciało:)

ps i jakiś pedalski drink (tylko parasolki zapomnieli dodać) zamiast martini wstrząśniętego, nie mieszanego. No dobra starczy tego (nie)dobrego, bo Bond się zrobił ostatnio dość mściwy;)))

84 Charing Cross Road

"Nie przyjedzie" - na te słowa nie tylko jego serce mocniej zabiło. Miłośc do literatury. Jaki spokój, jak mały natłok informacji, każda ważna. Inny świat. Niezmienne tylko relacje międzyludzkie. I to wspólne zamiłowanie, tak diametralnie odmiennie realizowana ta sama pasja. I czy to była tylko przyjaźń? Po co więc W.B.Yeats i jego "Poeta pragnie szaty niebios"

"Gdybym miał niebios wyszywaną szate
Z nici złotego i srebrnego światła,
Ciemną i bladą, i błękitną szatę
Ze światła, mroku, półmroku, półświatła,
Rozpostarłbym ci tę szatę pod stopy,
Lecz biedny jestem: me skarby -- w marzeniach,
Więc ci rzuciłem marzenia pod stopy;
Stąpaj ostrożnie, stąpasz po marzeniach."

"Nie przyjedzie" a w uszach ogłuszający krzyk tęsknoty.

Lepszym zakończeniem jest gdy przyjeżdza i słyszy od żony "Tyle lat byłam o pania zazdrosna". Niestety;( O jego śmierci otrzymuje listownie informacje. A i ton jak na Irlandkę "nie przeczę, czasem byłam o Panią zazdrosna". Więc gdy w końcu dociera do Londynui wchodzi do pustego antykwariatu widać jej rozpromieniony uśmiech i słychać "Witaj Henry". Skąd więc ta radość, spełnienie gdy wokół pustka. Czy naprawdę to tylko miłość do myśli utrwalonych na wieki?

niedziela, 9 listopada 2008

Andrzej Pilipiuk - Oko Jelenia, Droga do Nidaros

Bardzo podobały mi się kombinacje jak wykorzystać swą wiedzę kilka stuleci wstecz. Może są efektem jego marzeń "gdybym miał wehikuł czasu". Jeśli nie to i tak musiało wymyślanie tego sprawiać niezłą radochę. To fajnie wkręcało, momentami sam zacząłem się zastanawiać co ja bym tam robił - napewno nie parasole;)))
Hm, Heleny nie oszczędzał, i ... tylko chyba jakiś cud uchronił nas przed detalami (ale wyczuwało się tą chęć, oj wyczuwało panie Pilipiuk - pewnie w domu jest wersja autorska skwapliwie ukrywana nie tylko przed czytelnikami). Ale to SM, które zostało umieszczone i tak było zbyteczne. Tak czy siak ograniczenie wiekowe niezbędne;).
To tylko opowieść wymyślona przez kogoś. Nie miałbym żadnej przyjemności gdybym nie marzł z bohaterami, nie martwił się o jedzenie na najbliższy dzień, nie denerwował się brudem wokół... Więc pewna nielogiczność mnie wybiła. Religia. Oni wierzący, ja również. A tu jakiś kosmita ich wskrzesza. Nie wiem czy zachowałbym się w wierze, oni tak bezdylematowo łykali wszysko, byle do przodu, byle do celu. Zresztą nieważne.