niedziela, 7 grudnia 2008

Piraci rulez

Po drugiej części wiedziałem, że takiej nędzy nie uda im się już nakręcić i "Piraci na krańcu świata" będą dużo lepsi. Ale... nie spodziewałem się, że aż tak. Niesamowite, rewelacja, super. Wszystko co chciałbym by było w filmie i to podane w tak doskonałym stylu. Wzroku od ekranu nie mogłem odwrócić. Wiadomo - na kóncu będzie happy end (???) więc skąd te emocje, dopingowanie bohateróm. Nawet elementy humorystyczne (w końcu na przyzwoitym poziomie) odprężały tylko na ułamek sekundy. Pomysły, pomysły, pomysły. W poprzedniej tego nie było, a tu kumulacja. Ucieczka na "spadochronie" to w iście bondowskim stylu (tym z najlepszego okresu). Pościgi i sceny walki nie męczą dłużyzną. A ceremonia ślubna w trakcie jedej z nich to majsterszczyk. Gra małpki trąci lekko z "Poszukiwaczy zaginioej Arki" (scena gdy kapucynka na ramieniu gestapowca gestem pozdrawia Hitlera ma swoją moc). Dziś jednak ta część Indiany leci oczko niżej w mojej liście wszechczasów.

Brak komentarzy: