sobota, 28 lutego 2009

Kroniki Riddicka


Ten film oglądałem już ze dwa razy. Zainspirowany pewną rozmową na temat kina sf ;) po raz kolejny znalazł się w moim odtwarzaczu. Van Diesel to nędzny aktor, cudów nie ma. Ciągłe zdejmowanie i zakładanie okularów (dopiero teraz zwróciłem na to uwagę) to szczyt jego aktorskiej finezji. Lubię jednak ten film. Fabuła jest takim luźnym science-fiction, bez wielkiej filozofii, bez ideałów, czysta rozrywka. Statki kosmiczne, obce planety, dziwne stwory i nekromancerzy - to tworzy fajny klimat. I realizacja, ta jest na wystarczającym poziomie by mnie wkręcić, bym zapomniał, że to tylko bajka.

Teatr OffDeBitch i Teatr Brama - Gaz

Miałem super humor, (niestety) zupełnie nie na ten spektakl;( Terroryści opanowują teatr na Dubrowce w Moskwie. Jaką tragedią się to zakończyło pamiętamy. Jako fundament autor wybrał jednak relację Sparty i Rzymu. Bezpieczniej, artystyczniej, symboliczniej. Wprowadzenie jako, że czułem do czego zmierza rozbawiło mnie. Tłumiłem uśmiech jak mogłem by nie przeszkadzać aktorom (a może to radość, że jestem w teatrze;) ). Potem rozpoczęło się pieśnią, a siostra powiedziała, że poczuła się wtedy jak na szkolnym przedstawieniu, ja żyłem nadzieją, że to jednak nie tak będzie wyglądało. A potem się zaczęło. Bez rekwizytów, bez scenografii - a to przecież zawsze wymaga od aktorów dodatkowej pracy by obronić swą grą przedstawienie, tu nie ma znikąd pomocy. I oni zagrali, dali z siebie tyle ile potrafili, ile mogli, poczułem power. Gdy krzyczeli to czułem, że to naturalne codzienne zachowanie, gdy ktoś kogoś przytulał to było wynikiem potrzeby serca a nie scenariusza. Nie wnikam czy byli to profesjonaliści czy amatorzy. Widziałem jak to że mogą grać jest dla nich nagrodą gotowi dla niej wyprówać flaki. Choć było to bardzo skromne, kameralne czułem tą pasję. A to cenię najbardziej, to nigdy nie kłamie. "Zabłądzę" tam jeszcze nie raz i wiem, że się nie zawiodę.

środa, 25 lutego 2009

Z PRZESZŁOŚCI Frederick Forsyth - Psy Wojny


Tak sobie pomyślałem, że w pamięci wciąż przechowuję emocje z przeczytanych książek kiedyś hen hen i tych niedawno zanim zacząłem pisać bloga. Są też takie książki lub filmy (a może i płyty) które wymagają odświeżenia, przypomnienia, że istnieją, że kiedyś zachwycały lub rozczarowywały;) Ponieważ wolę pozytywne emocje na początek "mój" profesor od literatury sensacyjnej F. Forsyth. Nikt tak dokładnie, tak szczegółowo i w sposób tak przemyślany nie pisał nigdy książek akcji. Zanim powstało pierwsze zdanie będące treścią powieści ona już istniała czy to tylko w głowie czy też w postaci skróconej. Musiała. Nie jestem tego w stanie z taką pewnością powiedzieć o żadnym innym autorze książek sensacyjnych.
"Psy Wojny" opisują scenariusz w jaki sposób odbywały się przewroty stanu w małych państewkach. Ich komercyjne idee i zasady, którymi się żądziły. I ludzi - pomysłodawców, ale przede wszystkim wykonawców. Choć to tylko opisana fikcja, to ile razy w podobny sposób materializowała się w rzeczywistości;(((

"Tubylcy, którzy widzieli go w dżungli, a potem przynieśli do miasta jego ciało, opowiadali, że pogwizdywał jakąś melodię. Jako prości wieśniacy zajmujący się uprawianiem ignamów i kasawy, nie wiedzieli co to za melodia. Był to "Hiszpański Harlem"."

Peter V. Brett - Malowany człowiek. Księga II


Jak widać na blogu staram się mieszać autorami, nie czytać jednej książki po drugiej tego samego pisarza. Tu jednak nie potrafiłem się powstrzymać. Kontynuacja będąca zarazem zakończeniem jest równie dobra. Właściwie nie znalazłem niczego co by miało być jej słabym punktem. Nie przeczę, nie szukałem, po co?:))) Jestem pod naprawdę dużym wrażeniem i zdecydowanie sięgnę po kolejne pozycje Bretta. To przecież Pierwsza Liga Fantasy..
I taki cukiereczek -
"Przez chwilę całym ich światem było dudnienie krwi w uszach i rozpalona namiętnością skóra. Teraz gdy umysły straciły znaczenie, zadanie to przejęły z łatwością ciała. Szata mężczyzna odfrunęła na bok ..."

ps myślałem, że to tylko moja bezkrytyczność "na byle" powieść napełniła mnie takim entuzjazmem, poszukałem w necie, nie jestem osamotniony;)))

Peter V. Brett - Malowany człowiek. Księga I


"- Wiele bym oddała, żeby porwały ją otchłańce - mruknęła do siebie.
Ojciec spojrzał na nią surowo.
- Nie waż się mówić takich rzeczy głośno! O nikim!
Mierzył córkę wzrokiem tak długo, aż ta wreszcie kiwnęła głową.
- Tak czy inaczej - dodał ze smutkiem - pewnie wkrótce by ją oddały"

Spodziewałem się horroru. Bardzo miło się rozczarowałem gdy okazało się to fantasy. I to takie jak bardzo lubię. Żadnej polityki typu kto komu za co grozi, z kim się bratać i dlaczego z innymi nie można. Konstruowanie świata na tej wiedzy mnie nudzi, jest mało orginalne i mam odczucie, że wynika z braku pomysłu. Tylko Tolkien w sposób naturalny potrafił umieszczać tego typu treści w fantasy. A jak to wygląda w "Malowanym człowieku". Dzień dla ludzi, noc dla demonów. A reszta to dostosowanie się do realiów. Nowe profesje, zachowania, obyczaje. Bardzo subtelnie stosowana magia. A gdy już jesteś wtym świecie, czujesz jak oni, to ... książkę zaczynasz czytać jak powieść obyczajową ...
"Ich pocałunek był coraz głębszy, aż nagle zaczął żyć własnym życiem, głodny i pełen pasji owoc uczucia, które narastało w sercu chłopaka przez ponad rok bez jego świadomości."

poniedziałek, 23 lutego 2009

Neil Gaiman - Księga Cmentarna


"- Ale zemściłeś się na nich. - Nik słuchał z rosnącą ciekawością.
- Na nich i wszystkich jego przeklętych pobratyńcach. O tak, zemściłem się, a moja zemsta była straszna. Napisałem i opublikowałem list, który przykleiłem do wszystkich londyńskich gospód i wyjaśniłe w nim, że od tej pory nie będę pisał dla nich ,lecz jeno dla siebie i potomności i że póki żyję nie opublikuję żadnego więcej wiersza - dla nich. Pozostawiłem tedy instrukcję, by po mojej śmierci me wiersze pogrzebać wraz ze mną, nieopublikowane, i dopiero gdy potomność pojmie mój geniusz i uświadomi sobie, że straciła setki moich poematów, dopiero wówczas trumna zostanie wykopana, wiesze wyjęte z mej zimnej dłoni (...)
- I po śmierci wykopali cie i wydali twoje wiersze?
- Nie, jeszcze nie.
- Zatem... To twoja zemsta?
- W istocie, i to niezwykle potężna i przebiegła (...)"

Mroczna sceneria, "normalna" dla dzieci wychowywanych w zachodniej kulturze (helloween). Osobiście przepadam za tego typu literaturą "dziecięcą", ale dałbym dopisek od lat 10. I nawet nie przypuszczałem, że tak wiele może się dziać na cmentarzu, że to tak ruchliwe miejsce pełne swoistych ceremonii i praw.

ps ciekawe, czy udział Krakowa to inwencja tłumacza, czy tak szeroka wiedza Gaimana.

niedziela, 22 lutego 2009

Feet of Flames


Generalnie nie jestem wielbicielem widowisk artystycznych. Nie kręcą mnie czary mary z Copperfieldem, inaguracje imprez sportowych itp. Nie jestem rónież ani znawcą tańca, ani jakimś pasjonatem. Nawet jazda figurowa na lodzie przegrywała u mnie z carlingiem (gdzie ponoć sama nuda;) ). Ponieważ mam ten pokaz w wersji dvd uznałem, że chociaż edukacyjnie go obejrzę. A teraz po kolei - realizacja mistrzostwo świata, ci którzy przyszli obejrzeć na żywo nie mieli żadnych szans by zobaczyć w czym naprawdę uczestniczyli. Scenariusz - banalny, ale był co mnie mile zaskoczyło, scenografia kapitalna.
No dobra a teraz do rzeczy - taniec - nie znam się ale doceniam; wykonanie - POWALA!!! z taką lekkością, jakby od niechcenia, a wiadomo jak wiele wylanego potu na próbach by to tak wyglądało;))) A minusy? Główny twórca, mianujący się "The Lord of the Dance", zachowujący się niczym guru. Nie śmiem podwarzać umiejętności, nie dyskredytuję włożonej pracy. Nie jestem jednak w stanie strawić pozerstwa i gwiazdorstwa. A od niego tym tryskało. I "niewiedzieć" czemu pierwsze skojarzenie Ricky Martin. Nic sobą nie prezentujący wewnętrznie. I takie to było przedstawienie. Bardzo widowiskowe, duży power, ale sztuki za grosz. Jak sztuczne ognie - ochy i achy, te były fajne, te też, koniec i do domu. Gdy emocje opadły została pustka.

Siergiej Łukjanienko - Czystopis


"Film to czytanie dla ubogich duchem, tych, którzy nie są w stanie wyobrazić sobie wojny światów, siebie na mostku "Nautilusa" czy w gabinecie Nero Wolfe'a. Kino to papka, obficie nasączona cukrem efektów specjalnych, papka, której nie trzeba rzuć, wystarczy otworzyć usta i łykać."

Kontynuacja "Brudnopisu" i jeśli mam być szczery momentami okrótnie naciągana (jeszcze coś wycisnąć z tematu). Sam początek i kilka następnych rozdziałów było super. Potem coś się rozmyło. Generalnie by jednak nie zostać oskarżonym o bycie malkontentem - bardzo fajnie napisane, ale niestety tylko czytadło. Pierwsza część ciekawiła bo jako czytelnik stykałem się z czymś zupełnie nowym, tu więcej jest charakterystycznych dla autora rozważań filozoficznych (i deklaracji jak ta cytowana powyżej). To bardzo słowiańskie, zresztą niektóre wywody jakby przy flaszce się zrodziły;). W pierwszej te wywody były również, ale jakoś tak nie dominowały.

"- Niewolnik to ten w złotej obroży z brylantami? - spytałem.
- Tak. A co ci się nie podoba? To bogaty niewolnik.
- Bogaty niewolnik i biedny pan? I co, nie może odebrać pieniędzy niewolnikowi?
- Nie może. Oni tu mają bardzo rozwinięte niewolnictwo, niewolnik może objadać się truflami, foie gras i czarnym kawiorem, spać na piernatach, mieć służbę i kochanki.
- I własnych niewolników.
- Nie tego mu nie wolno - odparła ostro Marta. - To przywilej człowieka wolnego..."

Napewno sięgnę jeszcze po niejedną książkę Łukjanienki. Choć ta w swej idei zamyka cykl, to znając życie... przecież nie wszystko jest dopowiedziane, a furtka uchylona;)

poniedziałek, 16 lutego 2009

Teatr TV Stanisław Lem - Śledztwo

Utrzymane jak tytuł sugeruje w konwencji kryminału. Tematyką jednak autor daje nam do posmakowania coś z horroru, thrillera. Zasłuchani, zapatrzeni, zamyśleni w sens, poszukujący rozwiązania zaczynamy się bać jednego skrzypnięcią podłogi, mgły rozwiewanej przez wiatr. To tylko wyobraźnia zagalopowała się dalej niż powinna (?). Oby.
Po co Lem napisał "Śledztwo". Mam wrażenie, że uzewnętrznił jeden ze swych wewnętrznych dialogów filozoficznych. Podobnie jak w np. "Solaris" rzucił tematem, problemem, swymi rozważaniami. Dodał odrobinę kolorytu w postaci fabuły by miało to strawną postać. I to wszystko. Czy stałem się mądrzejszy po obejrzeniu spektaklu? Śmiem wątpić, głupszy? napewno ogłupiony;)

niedziela, 15 lutego 2009

Neil Gaiman - Gwiezdny pył (wersja specjalna)


"Przepraszam - usłyszał cichy, włochaty głos w swoim uchu - ale czy zechciałbyś śnić nieco ciszej? Twoje sny przelewają się do moich."

Po obejrzeniu filmu pamiętam, że w głowie była tylko jedna myśl - najlepsza baśń jaką w życiu widziałem. Nie przeszkodziło mi to wziąć ksiazkę. Byłem pewien, że się nie zawiodę.

"- Kiedyś związał mnie łańcuchem podobnym do twego. Potem mnie uwolnił, a ja uciekłam. On jednak znalazł mnie i przywiązał do siebie wdzięcznością, która więzi takich jak ja mocniej niż jakiekolwiek kajdany świata."

I tak jest w istocie. "Gwiezdny pył" choć jest baśnią została opowiedziana niczym legenda - tak bardzo różni się wersja filmowa od książki. Tylko szkielet opowieści, tylko główne postacie, podstawowe miejsca. I to jest właśnie cudowne. Gaiman zupełnie pominął charakterystykę postaci. Próżno więc szukać Roberta DeNiro w roli kapitana. W ogóle epizod ten to marnych kilka stron, gdzie zupełnie nic się nie dzieje. Nie ma również humorystycznego wątku zabitych braci, raptem kilka zdań. A jakże filmowa scena walki z czarownicami, jakimi czarownicami?;). A co w zamian???

"Tristan siedział na czubku wieży z chmur, zastanawiając się, czemu żaden z bohaterów powieści przygodowych, które kiedyś namiętnie czytywał, nigdy nie czuł głodu. Burczało mu w brzuchu, a ręka okropnie bolała.
Owszem przygody mają swoje zalety, pomyślał, ale nie należy lekceważyć regularnych posiłków i braku bólu."

lub

"Obsypała jego twarz i piersi setkami płonących pocałunków, a potem znalazła się nad nim, dosiadając go, wzdychając i wybuchając śmiechem, spocona i śliska niczym rybka, a on wygiął plecy, wdzierając się w nią. Wypełniała mu głowę, ona i tylko ona. I gdyby znał jej imię, wykrzyknąłby je na głos.
Pod koniec chciał się wycofać, one jednak zatrzymała go wewnątrz siebie. Oplotła nogami i naparła nań tak mocno, że odniósł wrażenie, że oboje zajmują to samo miejsce we wszechświecie. Zupełnie jakby przez jedną oszałamiającą, niewiarygodną chwilę stali się jednością dając i przyjmując(...)"

tak trudno przerwać, piękne, lecz jak to czytać dzieciom

sobota, 14 lutego 2009

Scott Lynch - Kłamstwa Locke'a Lamory


Pierwsza księga cyklu "Niecni Dżentelmeni".
Pierwsze wyobrażenia - okładki na jednej piraci, na drugiej dwaj goście płynący szalupą (dopiero później, po dokładniejszym obejrzeniu zobaczyłem, że to gondola;) ). A, ha myślę sobie coś z modnych Piratów. Czytam "Najgłośniejszy debiut w historii" - hasło reklamowe, przecież za miesiąc inny debiut będzie najgłośniejszym;). Połączenie "Żądła" z "Oliwierem Twistem" z odrobiną "Różowej Pantery" i szczyptą "Ocean Eleven". Jak idealnie powynajdywali tytuły. Za grosz im nie wierzę, ale ... cholera kupili mnie (a właściwie to ja kupiłem tą książkę;) ).
Tak było zanim zacząłęm czytać. Skończyłem i mogę napisać, że prawdziwą epicką powieść (gdzieś wstawiając pomiędzy słowo "wielką":) ). Przez dłuższy czas miałem wrażenie, że czytam powieść historyczną (nawet szukałem miejsca Camorra). Wyobraźnia datowała okres wydarzeń na XV-XVIII wiek najpierw na Francję, potem Włochy lub Hiszpanię. To wszystko jednak jest zmyślone. To tylko opisy autora są tak realistyczne jakby sam przechadzał się po ulicach wyimaginowanego miasta, ba, jakby tam mieszkał, tam miał przyjaciół, tworzył tamtejszą modę, strukturę administracyjną. I hobby autora - kulinaria - opisy, przepisy, ceremoniały ...
"na wózku stoi lśniący srebrny serwis do herbaty i prawdziwe cudeńko - perfekcyjna replika Bursztynu, nadająca się do jedzenia. Miała zaledwie dziesięć cali wysokości, ale uwzględniono w niej wszystkie detale, łącznie z tycimi punkcikami alchemicznego światła zdobiącymi wieżyczkę.
(...)
Sama wieża jest z piernika, wieżyczki i tarasy z galaretki owocowej. Budynki i powozy u podstawy wieży są głównie z czekolady, w środku wieży jest krem z jabłkowej brandy, a okna...
(...)
Podniósł srebrny imbryczek i nalał parującego, bladobrązowego płynu do herbacianej szklaneczki. Ozdobne szklankiz rżniętego kryształu miały kształt dużych pączków tulipanów o srebrnych podstawkach. Kiedy herbata wypełniła naczynie, zaczęła się lekko jarzyć, promieniując zachęcającym, pomarańczowym światłem."

Są również takie proste potrawy, np opis jak ugotować zupę z rekina na mleku;).

Sami Niecni Dżentelmeni to doskonale wykształceni złodzieje. Znają maniery, obyczaje, języki. Nie szastają pieniędzmi, liczy się jakość wykręconego numeru. To nie mordercy, lecz w tym co robią są bezwzględni. I nie istnieje nic ponad przyjaźń.
Nawet jeśli w jej imię trzeba ... (oszczędzę własnych opisów;) wszystko jest w książce).
Może to za mało by zachęcić. Ale jest ona SUPER. Od samego początku czytając ją miałem wrażenie, że autor jedynie opisuje zdarzenia, że one wszystkie się odbyły, a nie wymyśla na prędce ciąg dalszy. Nawet opowiadania Gaimana (mające być przekąską pomiędzy rozdziałami) były mdłe i suche. Na okrasę wspomnę, że w całą tą przygodę bardzo zgrabnie Lynch wplutł magię i więzimagów (nowość w fantasy;) ). W następnej zamówionej paczce książek napewno znajdzie się część druga;)

A jaki z tej opowieści będzie rewelacyjny film!!!

Neil Gaiman - M jak Magia


Nie mogłem się powstrzymać i zanim skończyłem czytać o Niecnych Dżentelmenach choć skromniutki zbiór opowiadań ze świeżo dostarczonej paczki z książkami;) Bardzo leciutki, pisany ja się zarzekał autor dla młodzieży (chociaż "Oczy miał wyłupiaste i był nagi. Jego penis zwisał z gęstwiny splątanych włosów między nogami" - to o trolu, i... napewno nie dla dzieci;) ). Czytając odniosłem wrażenie, że z Gaimanem jest tak - może pisać o wszystkim, potrafi nawet opowiedzieć o niczym. Fajna była "Rycerskość" o m.in. Świetym Graalu, podobało mi się króciutkie "Nie pytaj diabła" i badzo klimatyczne "Październik w fotelu" ...

"- Lubię twoje historie - powiedział Listopad. - Moje są zawsze zbyt mroczne.
- Ja tak nie uważam - odparł Październik. - Po prostu twoje noce są dłuższe. I nie jesteś taki ciepły."

wtorek, 10 lutego 2009

Underworld Evolution


Miał to być przypominania ciąg dalszy, ale okazało się, że ten film oglądam po raz pierwszy. Gdzieś mi po drodze umknął i ... było to bardzo miłe rozczarowanie;) Najpier wampirze fantasy z rycerską estetyką jak z BloodRayne. A potem to już szalone future. By móc tą opowieść odebrać w sposób prawidłowy, wejść w nią i czuć napięcie, emocje trzeba koniecznie odrzucić logikę, przymknąć oko na pewną naiwność w fabule, zachowaniach i ... wygląd jednego latającego wampira mocno stylizowanego na diabła;)))
Realizacja zachwyca swą bajeczną mrocznością. Scenografia, fantastycznie wykreowane widoki tworzą klimat równy "Obcemu". I chyba właśnie to jest najmocniejszą stroną tego filmu. Dla mnie rewelacja (i do tego zupełnie inna od pierwszej części, a to spory plus)

niedziela, 8 lutego 2009

Underworld


Trzecia część w kinie, trzeba odrobić zadanie domowe i przywrócić pamięci poprzednie epizody zanim przyjmie się nowe wrażenia. Kate Beckinsale jako matrixowa wampirzyca to ideał dla tego typu postaci. Zresztą to ona ciągnie cały film. Chociaż jest jeszce kilka pozytywnych elementów dzięki, którym to jeden z moich ulubionch obrazów
- muzyka mocna i agresywna
- scenografia i realizacja doskonale trafia w mój gust
- efekty są uzupełnieniem i wspomaganiem filmu, a nie same sobie
I ten zniewalający, mój ukochany mroczny romantyzm.

Siergiej Łukjanienko - Nocny Patrol


"Życie jest przyjemnością samą w sobie, a nie ze względu na dobra, które człowiekowi udaje się osiągnąć. Pod tym względem jest przeciwieństwem pieniędzy, które same w sobie są niczym."

Opis trzech poważniejszych akcji (intryg?), w których dominującą rolę odegrał Anton, początkujący operacyjny w Nocnym Patrolu. Fantastyczna wizja teraźniejszości i sił nią rządzących. Wszystko spójne i logiczne, ale podane w jak dla mnie nazbyt chaotyny sposób. I ta słowiańska natura pisarza. Dużo treści przesączonych filozofią np. refleksjami nad dobrem i złem, dylematami czy miłość czy dobro ogółu. Czasem denerwująco spowalniało akcję;), a czasem to one decydowały o tym co się wydarzy, tłumaczyły wybory.
Jak to jest u Jasnych już wiem. Dzienny Patrol napewno przeczytam, choćby po to by zobaczyć z jakimi problemami przychodzi sie zmierzyć Ciemnym;)

"A ja widziałem ciebie. I pozwól, że ci powiem - nie byłeś białym aniołę z mieczem ognistym. Wszystko zależy od tego, skąd się patrzy. Żegnaj Antonie. Wierz mi, z przyjemnością zniszczę cię kiedyś, przy okazji. Ale teraz życzę ci powodzenia. Z całej duszy, której i tak nie mam."

piątek, 6 lutego 2009

Patrick Suskind - Historia pana Sommera


Ponownie po "Pachnidle" pozostaje mi tylko zachwycać się swoistym literackim sposobem przekazu. Rewelacja!!! Uwielbiam taki lekki, a zarazem filozoficzny styl. Zakończenie podobnie jak w sztandarowej powieści autora nie do końca oczywiste. Ale i tym razem mam podejrzenia, że to mogło być "wymuszone lądowanie". Nie robię z tego zarzutu. Zresztą to tylko takie odczucie, nic więcej.
"U mnie nie będzie telewizora - zadeklarował ojciec urodzony w tym samym roku, w którym umarł Giuseppe Verdi. - Telewizja zabija zwyczaj muzykowania, rujnuje oczy, niszczy życie rodzinne i prowadzi do ogólnego ogłupienia"
Ze swego miejsca dodam - święte słowa;)
W tej książce Suskind pokazuje swą znajomość baśni i bajek oraz zainteresowanie muzyką. A skoro i w Kontrabasiście są użyte zaawansowane zwroty niewiele mówiące dla takiego laika jak ja pewnie spotkała go jakaś edukacja w tej dziedzinie sztuki.
Z powodów zupełnie oczywistych nie mogę nie zacytować lekcji gdy na pianinie;))) Coś powalającego!!!
""Faktycznie w ubiegłym tygodniu nie udało mi się poćwiczyć, po pierwsze dlatego, że miałem inne ważne rzeczy do roboty, po drugie dlatego, że zadane etiudy były wyjątkowo wredne, jakieś fugowane kawałki, i to w kanonie, prawa i lewa ręka daleko od siebie, jedna tu, druga tam (...). Kompozytor nazywał się, o ile się nie mylę, Hassler - niech go diabli!
(...) Pokornie skinąłem głową i rękawem otarłem łzy z policzków. Diabelli to całkiem sympatyczny kompozytor. Zupełnie co innego niż ten oprawca Hassler, który katował człowieka fugami. (...) Graliśmy więc Diabellego na cztery ręce, panna Funkel po lewej, dudniąc w basach, a ja obiema rękami unisono z prawej w wiolinie (...)"

Zmuszać do przeczytania tego małego dzieła nie będę, ale zachęcać - o tak!!!

środa, 4 lutego 2009

Trudi Canavan - Wielki Mistrz


Księga trzecia trylogii Czarnego Maga

Po skończeniu czytania całości chciałem napisać jakąś podsumowującą i konstruktywną opinię. Nie zrobię tego. Zal, że już koniec. Radość, że nie będę psioczył na coraz to nowe, a zarazem coraz gorsze dalsze części przygód Soney.

Fantasy pisane przez kobiety ma bardzo subtelny charakter. Z naleciałościami codzienności. I Canavan to potwierdza. Dokonuje transkrypcji znanej sobie rzeczywistości w stworzony przez swą wyobraźnię świat. Na szczęście to tylko tło dla podstawowych wydarzeń, grunt dla przemieszczającej się w dużym tempie akcji.
Mnie wkręciła do tego stopnia, że łąpałem się na tym, że zaczynam pojmować zdarzenia i relacje między ludźmi w sposób zaproponowany prze pisarkę. To dowodzi jak szczegółowo jest przedstawiony ten świat, jak zwarty i logiczny. Pozostaje tylko polecić.