niedziela, 22 lutego 2009

Feet of Flames


Generalnie nie jestem wielbicielem widowisk artystycznych. Nie kręcą mnie czary mary z Copperfieldem, inaguracje imprez sportowych itp. Nie jestem rónież ani znawcą tańca, ani jakimś pasjonatem. Nawet jazda figurowa na lodzie przegrywała u mnie z carlingiem (gdzie ponoć sama nuda;) ). Ponieważ mam ten pokaz w wersji dvd uznałem, że chociaż edukacyjnie go obejrzę. A teraz po kolei - realizacja mistrzostwo świata, ci którzy przyszli obejrzeć na żywo nie mieli żadnych szans by zobaczyć w czym naprawdę uczestniczyli. Scenariusz - banalny, ale był co mnie mile zaskoczyło, scenografia kapitalna.
No dobra a teraz do rzeczy - taniec - nie znam się ale doceniam; wykonanie - POWALA!!! z taką lekkością, jakby od niechcenia, a wiadomo jak wiele wylanego potu na próbach by to tak wyglądało;))) A minusy? Główny twórca, mianujący się "The Lord of the Dance", zachowujący się niczym guru. Nie śmiem podwarzać umiejętności, nie dyskredytuję włożonej pracy. Nie jestem jednak w stanie strawić pozerstwa i gwiazdorstwa. A od niego tym tryskało. I "niewiedzieć" czemu pierwsze skojarzenie Ricky Martin. Nic sobą nie prezentujący wewnętrznie. I takie to było przedstawienie. Bardzo widowiskowe, duży power, ale sztuki za grosz. Jak sztuczne ognie - ochy i achy, te były fajne, te też, koniec i do domu. Gdy emocje opadły została pustka.

Brak komentarzy: