piątek, 28 listopada 2008

Kroniki mutantów

Spojrzałem na okładkę - jeśłi to nie x-meni to może być fajne. Najpierw wprowadzenie. Deczko głupawe, ale co tam;) Potem sceny, które mnie zachęciły i które odkryły rąbka stylistyki proponowanej na rok 2707. Nie wiedziecz czemu pierwsze skojarzenie to "miasto zaginionych dzieci". Jest dobrze - pomyślałem. Rozsiadam się wygodniej ... i wchodzą mutanty i wszystko psują. Myślę sobie - są w tytule, trzeba dać im "szansę". Po kilkunastu minutach widzę scenę jak dwoje ludzi odgrywa epizod. Prowadzeni niczym osoby, które mają coś znaczyć w tym filmie. Błąd. Jedna ginie. Ale druga..., eh rozwiązanie tak banalnie proste - reżyser chciał pokazać katastrofę pojazdów powietrznych. W końcu dotarło do mnie, że oglądam komiks. Wszystko stało się oczywiste. Wszelkie naciągania stały się dozwolone, a coraz większa abstrakcyjność akceptowalna. Zero emocji, zero przesłania, klasyczny pustak, ale miłośnicy komiksów naprawdę powinni sie cieszyć - to dla nich (dla mnie troszkę też;) )

Brak komentarzy: