niedziela, 2 sierpnia 2009

Wrogowie publiczni - Public Enemies (2009)


Wczorajszy wypad do kina to jakby kontynuacja "maratonu" filmowego. Kiedys kilka filmów dziennie było normą, teraz kilka w miesiącu to wydarzenie;))) Choć to mocno rodzinne wyjście bo i siostra i tata i ciocia to decyzja, że produkcja z Deppem właściwie nie budziła wątpliwości. Kiedys już oglądałem film o Dillingerze, czytałem jakąs książkę i spodziewałem się, że tym razem powstanie coś na zasadzie "na motywach" biografii sławnego gangstera ale w bardzo luźnej formie. I chyba tak było. W głowie pozostały obrazy ze wspomnianego wcześniej filmu. Próżno ich tu szukać. Depp i Bale (ostatni Batman) gwarantowali sukces komercyjny. Ale czy to było coś super. Sposób kręcenia był momentami jak teatru telewizji, podobnie dźwięk jakby pobrany z planu. Efekty z tanich rekonstrukcji historycznych, może z "Sensacji XX wieku";). Ale zakładam, że taki efekt był zamierzony. Sporo kręcenia chyba z ręki. Surowe sceny, które często można obejrzeć w dodatkach "jak powstawał film" a jedyną różnicę stanowi wycięcie osób które nie są aktorami;) O samej fabule nie ma co pisać, gangsterski klasyk. Dillinger to amerykański bohater, to amerykańska tradycja. Nie specjalnie osobiście przepadam za tą tematyką. W to wszystko wpleciony wątek romansu. Czy warte to jest obejrzenia. Moim zdaniem niekoniecznie. Jesteś fanką Deppa albo się nudzisz i masz ochotę na wyjście do kina to czemu nie, ale bez rewelacji, czysta komercja;)

Brak komentarzy: