czwartek, 25 czerwca 2009

Barbara Rosiek - Kokaina

"Czy ktoś na codzień dostrzega cichy płacz prostytutki, lęk złodzieja, sumienie mordercy? Tutaj gra się na jedną kartę twardą bezwzględnością na pokaz lub z przekonania, lub jak czynią prawdziwi złoczyńcy udają przyjaźń by zaatakować najmocniej, tych, których udało im się oszukać. Innej strony twarzy nie można odkryć, to byłby koniec prawa wstępu do piekieł."

Kolejna pozycja z bibliografii autorki po którą sięgnęła moja córka i którą przeczytała z marszu. Wiedziony ciekawością cóż może być to za literatura sam wziąłem książkę do ręki. Masakra. Koszmar. Umieranie, chaos, narkotyki, dno lub to co kryje się pod nim. Napisana jednak pięknie.


"Tutaj rycerze samotności i występku polowali na grzechy innych. Rankiem, kiedy wszyscy znikali jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wychodziłam do ogrodu. Kwiaty milczały zastraszone nocnymi szeptami obłędu."


Ja czytałem "Dzieci z Dworca ZOO", córka czyta Rosiek. Jest ona zdecydowanie mocniejsza. Pomija opisy zdarzeń, ale ze swym ciałem się nie patyczkuje aż do obrzydzenia. Napewno lektura ta pomimo jednak optymistycznego końca nikogo do narkotyków nie namawia. Zdecydowanie zniechęca.
Ciężko mi było należycie przeżyć tą książkę. Nie do mnie ona była kierowana, a i ja inne cele miałem postawione. M.in. kim jest autorka. By nie popsuć sobie zabawy (fatalne określenie w odniesieniu do treści) nie szukałem informacji o niej. Wiem, że wciela się w kolejną postać. A może to wciąż ta sama. Możę prawdziwa, może wyimaginowana. Może to wykształcona pani psycholog lub psychiatra opisująca przypadki z którymi się zetknęła (czasem bardzo rzeczowe określenia fachowe lub obcojęzyczne). Może to pisarka zniżająca się do poziomu śp Marka Kotańskiego i patrząca na to przed czym normalnie odwracamy wzrok. Wciąż nie mam pewności. Mam jeszcze kilka innych jej książek. gdy stwierdzę, że wiem wtedy sprawdzę.

"W dzieciństwie zdążyłam poznać naturę morza. Jego bezmiar był w stanie przyjąć mój niepokój, podobny do falowania, nagłych sztormów i wyciszenia. Często pozostawiano mnie samą na dzikich, pustych plażach. Tam potrafiłam sobie wyobrazić, że wszyscy mnie kochają. Brakuje mi tlenu. To na razie problem nielicznych. Sądzę, że za sto lat podusi się większość ludzi. Chyba, że staną się istotami beztlenowymi."

ps Tobie nie polecam;(

Brak komentarzy: