poniedziałek, 8 lutego 2010

Surrogates (2009)

To tylko film. Zupełnie nierealna przyszłość. I jak to w Hollywood wszystko kończy się happy endem (końcowa scena przypomina mi Kurta Russela w "Ucieczka z Los Angeles" gdzie zgasił światło i świat...). Takie przychodzą myśli. Tak chciało by się powiedzieć. Oboje wiemy, że to nie prawda. To tylko kwestia promocji i coś co jest nie do pomyślenia co bulwersuje zostaje w społeczeństwie z czasem zaaprobowane. I ludzie stają się szczęśliwi. I odkrywają ze zdziwieniem, że w jaki sposób w ogóle mogli funkcjonować bez czegoś takiego.
Surogaci to maszyny zastępujące ludzi. Leżysz sobie w domu i pilotujesz takiego robota. On się spotyka z żoną, mężem, znajomymi, współpracownikami - to znaczy z ich mechanicznymi przedstawicielami.
Fabuła naiwna. Realizm świata w przyszłości jednak aż do podziwu przekonuje. Na każdym kroku promocja młodości, hasło z nowoczesnym stylem życia, sam plastik, zero biologi. I te 5% społeczeństwa, które chce normalności. Film super, wiadomo Bruce Willis;))) ale wierzę, że po obejrzeniu tylko bardziej zatęsknisz za miastem w Amazonii;).

Brak komentarzy: