piątek, 9 stycznia 2009

Christopher Moore - Najgłupszy anioł


Zdecydowanie jedna z najzabawniejszych książek, które ostatnio czytałem. A Moore specjalnie nie oszczędza. Jego porównania typu "wszystkie kobiety patrzyły na Theo takim wzrokiem jakby właśnie wycisnął skunksa do ich piwa imbirowego" lub "wysoki mężczyzna poruszał się niczym pasikonik uwięziony w mikrofalówce" czy też dialogi (których nawet nie będę przytaczał) nie pozwalają na zbytnie galopowanie po lekturze.
Ale tej sceny nie odpuszczę
"(...) by ujrzec najprzystojniejszego mężczyznę, jaki kiedykolwiek przekroczył podwójne drzwi tej knajpy. To, co wcześniej było pustynią, teraz rozkwitło. Korytem wyschniętego już od lat strumienia popłynęła rwąca rzeka. Jej serce przestało na chwilę bić i defibrylator, który miała wszczepiony w klatkę piersiową zaaplikował jej lekki wstrząs, po czym poderwała się ze stołka, by obsłużyć tego faceta. Jeśli zamówi drinka o nazwie "rżnięcie" (dokładnie "Powolne bzykanie na tylnym siedzeniu sań Mikołaja"), będzie miała taki orgazm, że tenisówki jej się rozpadną od zginania palców u nóg. Wiedziała to, czuła, chciała tego. Była romantyczką.
- W czym mogę pomóc? - spytała, trzepocząc rzęsami, co wyglądało tak jakby za szkłami jej okularów dogorywały chore na padaczkę pająki.
- Szukam dziecka - powiedział nieznajomy.
Przekręciłą małą gałkę w prawym aparacie słuchowym i przechyliła głowę niczym pies, który właśnie ugryzł plastikowy kotlet. Och, jak to słupy miłości mogą runąć pod ciężarem głupoty..."

Brak komentarzy: