piątek, 19 marca 2010

2012 (2009)


Wow;) Kupa na maksa, ale to chyba najlepszy film katastroficzny jaki zrealizowano. Kupili mnie i teraz troszkę żałuję, że nie obejrzałem go na większym formacie. Ale jeszcze zdążę;))) Efekty - łeb urywa. Tam gdzie można przegiąć tam przeginają jak się da, gdzie mozna coś zrobić naiwnie to jest okropnie naiwnie. Scena gdy mnich buddyjski przelewa herbatę w filiżance, by uczeń mógł zareagować, że już jest pełna to jak opowiadanie wyświechtanego kawału - bo może ktos jeszcze tej opowieści nie zna.
Gdzie jest akcja tam wszędzie ostatnie sekundy. Ale ... to wszystko w takim tempie, że mamy to gdzieś, iż gość co ledwie dwie godziny pilotował samolot tutaj okazuje się zawodowcem. Graficznie odlot. Znów wychwalam obraz;))) ale co tu o treści pisać. Dobrze, że w ogóle jakaś jest, daje to chwilę wytchnienia dla oczu, spowolnienia by ponownie poczuć prędkość. I najprawdę zalecam potraktowania fabuły z lekkim dystansem. Bo czym jest koniec świata, czym jest koniec... Oooo nie, nie dla Hollywood;)))

Brak komentarzy: