sobota, 27 marca 2010

Henryk Pająk - Zabijałem, żeby żyć

"- Czy przeskok do cywila, do wielkiego miasta, był wielkim przeżyciem?
- Przez kilka dni chodziłem jak przygłuszony. Jak człowiek, który odzyskał czucie, wzrok, pamięć. Jakaś psychiczna i fizyczna dekompresja. Raptownie uchodzi z ciebie wszystka bojowa para. Pełny luz. Masz jakby o jedną rękę, o jedno ramię więcej. Jest to ramię i ręka, których już nie zaprząta pasek kałasznikowa. W kieszeniach nie ma granatów, są puste, lekkie, w zakamarkach ubrania - tych pięciu noży. Gdzieś podziały się magazynki. W kawiarni wstajesz od stolika i sięgasz po odłożonego kałasza - nie ma go! I nie będzie! Wychodzisz na Kreszczatnik, główny deptak Kijowa. Tysiące ludzi i ani jednego wroga. Sami swoi. Wszyscy bez broni! Gdzie się podziali duszmeni? Gdzie ich brody, turbany, białe szaty? Nie cieszysz się, że jesteś cały, masz dwie ręce, dwie nogi. Wszyscy mają po tyle samo nóg i rąk. Wszystko jak przedtem. Jak przedtem? Wszystko? Ani wszystko, ani jak przedtem... Nocami we śnie walczyłem. Strzelałem. Krzyczałem. Tylko te sny były realne, prawdziwe. Snem był
dzień."


Autora znam z kilku niewesołych książek. "Bestia końca czasów" czy "A naród śpi" to lektury, które potrafią wpędzić w depresję. Ta książka to wywiad z Afgańcem, czyli żołnierzem Armii Radzieckiej walczącym w Afganistanie. Bez nazwiska. Dla bezpieczeństwa. Wyobrażam sobie, że został zapoznany, przyjeżdżając do Polski handlować czy zatrudniać się na czarno.
Choć głównym motorem dla tej opowieści są przeżycia na tamtejszej wojnie, jest miejsce na komentarze do agresji w Czeczeni, do opisu śledztwa, które potem miał, jego studiów historycznych i pracy jako nauczyciel w Dołgani.

Afganistan to krwawa ekstrema, więc może mrozy Dołgani...
"Rozpoczyna się narada. Okazuje się, że ani jeden z Dołganów nie chce mnie przyjąć, bo każdy ma w chacie żonę. A co to znaczy mieć żonę w chacie, można zrozumieć dopiero wtedy, kiedy pozna się wymiary i wnętrze takiej chaty. Jest to konstrukcja przypominająca byle jak skleconą szopę. Buda o rozmiarach dwa i pół na trzy metry. Odmierz taki prostokąt w tym pokoju i wówczas nabierzesz wyobrażenia o tak zwanej powierzchni mieszkalnej domu przeciętnej rodziny dołgañskiej. Wchodzi się przez drzwi, ale bokiem i trzeba się zgiąć do połowy. Tuż za drzwiami, z lewej lub prawej, znajduje się jedna lub dwie prycze. (...) Wszelkie intymności płci stanowią tam naturalny, pozbawiony wstydliwości konglomerat - obcy nie ma możliwości dyskretnego obcowania z gospodarzami na tak znikomej powierzchni."

i może jeszcze jeden by bardziej przybliżyć gawędziarski charakter książki...

"Kiedy żyłem tam przed przyjazdem mojej żony z synem, razem z innym kolegą kawalerem, już mieszkając przy internacie, przygotowywaliśmy dla siebie po kilka tysięcy pierogów mięsnych z reniferów. Lepienie pierogów zajmowało nam parę godzin, ale potem mieliśmy spokój na kilka tygodni. Dwa lub trzy worki pełne pierogów, wynosiło się za drzwi kotłowni lub w byle jakie miejsce niedostępne dla psów. Worki z pierogami sztywniały już po godzinie."

Jedno jest oczywiste. To wywiad biograficzny i na pewno jest w wielu miejscach naciągnięty czy ubarwiony. Opowiadacz przyznaje się do wielu czynów okrutnych, chwali swoimi zasadami, wiele mu się udaje... No wiadomo. Opowiada o sobie. Czy znamy kogoś kto chętnie opowiada, a przy tym trochę nie zmyśla;)))

Brak komentarzy: