poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Kurt Vonnegut - Kocia Kolyska


Pozostawiłem Franka samemu sobie, zgodnie z radą zawartą w Księdze Bokonona. “Trzymajcie się z dala od człowieka, który pracował w pocie czoła nad rozwiązaniem jakiejś zagadki, rozwiązał ją i stwierdził, że nie jest mądrzejszy niż przedtem - powiada Bokonon. - Przepełnia go bowiem mordercza pogarda do ludzi, którzy są równie głupi jak on, ale nie doszli do swojej głupoty równie ciężką pracą."

Początkujący pisarz postanawia uwiecznić dzień gdy zrzucona została bomba atomowa, co wówczas robili jej twórcy, ich rodziny, znajomi. Stąd tytuł i ironiczne "a widzisz kota, a widzisz kołyskę?". Jednak sam motyw pisania książki to tylko haczyk dla dalszej fabuły. Wymyślone państwo San Lorenzo, wymyślona religia bokonistyczna i zupełnie futurystyczny lód-9. A wszystko z przymrurzeniem oka, na szczęście;)))

"Meade Lux Lewis zagrał zaledwie cztery takty, kiedy włączyła się Angela Hoenikker.
Grała z zamkniętymi oczami.
Byłem oszołomiony.
Angela była wspaniała.
Improwizowała do muzyki syna kolejarza; przechodziła od melodyjnej liryki do chrapliwej lubieżności, od przejmującej lękliwości wystraszonego dziecka do widzeń narkomana.
Jej glissanda opowiadały o niebie, piekle i tym wszystkim, co jest między nimi.
Taka muzyka w zestawieniu z taką kobietą mogła być wytłumaczona tylko przypadkiem schizofrenii albo opętania.
Włosy zjeżyły mi się na głowie, zupełnie jakby Angela tarzała się po podłodze tocząc pianę z ust i mamrocząc po babilońsku.
Kiedy muzyka ucichła, krzyknąłem do Juliana Castle, który również słuchał w osłupieniu:
- Mój Boże, oto jakie jest życie! Któż potrafi zrozumieć z niego choćby odrobinę!
- Daremny trud - powiedział Castle. - Niech pan po prostu udaje, że pan rozumie."

Brak komentarzy: