niedziela, 5 kwietnia 2009

Philip K. Dick - Trzy stygmaty Palmera Eldricha


Coś mnie do przeczytania tej książki ciągnęło. Może to zasługa Lema, może niedawno oglądanego filmu Screamers, przecież na podstawie Dicka. Nie ważne. Zrobił mi się odpoczynek od fantasy. W trakcie czytania, oprócz poznawania treści, miałem dodatkową "zabawę". Próbowałem dociec, którym momencie swego życia Dick pisał tą powieść - czy jak nawrócił się na katolicyzm, czy jak jeszcze eksperymentował z narkotykami, czy może to okres przejściowy. Pewnie gdybym poszukał w internecie znalazłbym odpowiedź, jedmak straciłbym zabawę. A tak napisał on jeszcze inne książki, które zamierzam przeczytać;) Może tam znajdę dalsze wskazówki;)))

A treść jest naprawdę nieźle odjechana. Kosmos jest kolonizowany przez ludzi, kolonizowany na siłę. Ucieczką od pozaziemskiej, szarej i bezcelowej teraźniejszości są narkotyki. A właściwie jeden, który zmonopolizował rynek, oficjalny a zarazem nielegalny. Jeden do czasu. Z Proximy powraca biznesmen Palmer Eldrich. Chociaż czy to napewno on, któż to wie. Przywozi porosty, alternatywę dla obecnych narkotyków.
Książka jest tak pisana, że nie zawsze wiadomo - czy to już rzeczywistość czy jeszcze działanie "drugów";) Ciekawe czy ktoś się odważy by przenieść to na duży ekran. Można zrobić z tego super film, ale łatwo się też na tym poślizgnąć (i upaść na cztery litery;) ). Tak brakuje mi naprawdę dobrego kina sf;(

Brak komentarzy: