sobota, 7 marca 2009

Maja Lidia Kossakowska - Ruda Sfora


"Na początku z białego oparu wyłoniły się psy. Pokraczne, okryte skudloną rudawą sierścią, o szerokich jak taran klatkach piersiowych, wysokich kłębach porosłych ostrą najeżoną szczecią i opadających nisko zadach zwieńczonych grubymi, łysymi biczami ogonów. Nierówne kłaki futra pokrywały tylko grzbiety i karki zwierzów. Boki, brzuch i łapy pozostałe gołe. Wydawały się pozbawione skóry. Czerwone kłęby mięśni i ścięgien drgały podczas biegu obrzydliwie obnażone. Sine żyły ..."

Oparcie opowieści na wierzeniach jakuckich to jak dla mnie bardzo silny argument do przeczytania tej książki. Przestaje być ona jedynie czytadłem gdyż mimochodem przemyca w stosunkowo uporządkowany sposób tamtejsze mity. Sama "bajka" ma dość prostą i standardową konstrukcję. Ktoś ma coś do zrobienia, po drodze zjednuje sobie przyjaciół, którzy dołączają do wyprawy. Razem przeżywają przygody. I żeby było tego mało nasz podstawowy bohater dowiaduje się, że od niego zależą losy świata. Na szczęście z tej samej książki dowiadujemy się kto to tulipak, urunchaj (prawda, że bardzo podobna nazwa gdzieś już śmigała po stronicach książki;) ) lub ołoncho. Bo kto zapamięta tak ważne w tej mitologii nazwy jak np. Chara Suorun - Czarnego Kruka, patrona wszystkich szamanów lub Arsana Duołaja - boga podziemnego świata;)

"Mleczne Jezioro leżało w tak pięknej okolicy, że nawet Ergis się ożywił. Łagodne stoki wzgórz u podnóży sinych od mgieł szczytów przeszyte były srebrnymi nićmi strumieni zasilających gładką, świetlistą taflę wody w dolinie. Zielony jedwab łąk znaczyły barwne cętki jaskrów i syberyjskiego mniszka. Łoziny kołysały się na brzegu, krzepkie niczym srebrne powrozy, pnie brzóz tworzyły naturalny, bielony płot. Kałuże solanki jaśniały w słońcu (...) w trzcinach białookie kaczki sprzeczały się ze stadem łysek..."

... pięknie i mogła by tak chyba bez końca;)

Brak komentarzy: