piątek, 13 marca 2009

Pejzaż z bohaterem (1970)

To co kryje się w polskim kinie pewnie jeszcze długo będzie zaskakiwać i co jakiś czas odkryję kolejną perełkę. Wiadomo czasy wymuszały na twórcach taką a nie inną tematykę, cenzura dopuszczała tylko "jedyną, słuszną" rację. To nie był dobry czas dla twórców. Chociaż... To może właśnie był czas najlepszy dla nich. Kasa na filmy była więc komercyjnością nie musieli się przejmować. A całe wieki zaborów nauczyły nas, Polaków omijać umysły cenzorskie. Nauczyły też nasze społeczeństwo jak czytać między wierszami, jak przesiewać co jest opakowaniem, a co zawartością.
"Pejzaż z bohaterem" zbudowany jest na wciąż jeszcze żywych wspomnieniach w społeczeństwie z II wojny światowej, na jej kultywowaniu (w czym miał się zapewne przyczynić również ten film). Nauczyciel historii przyjeżdża na prowincję po agresywnej postawie względem jednego z uczniów (syn jakiegoś dygnitarza). Tam trafia na zdecydowanie trudniejszą młodzież. Dopiero jak opowiada posłyszaną w pociągu bohaterską opowieść, a siebie osadza w jej centrum zyskuje autorytet.
"- W ostateczności nie stało się nic złego.
- Owszem ja stałem się złodziejem. I to dość szczególnym złodziejem. Wykupywałem dziesiątki książek by wykradać z nich wspomnienia i opowiadać jako swoje a ci co słuchali uwierzyli wreszcie, że mają przed sobą bohatera, prawdziwego bohatera."

Chciał uczyć młodzież, chciał posiadać autorytet dzięki swej wiedzy, nie chciał kłamać. Ale inni chcieli. Doszło do tego, że nawet blizna po uderzeniu w drzwi dopiero gdy stawała się pamiątką po szabli stawała się "prawdziwa".
W roli głównej wystąpił Gustaw Holoubek. Jego ciepły głos, jakże liryczny i kilka dość twardych, agresywnych zachowań tworzyło dziwny kontrast. Pokazywało jednak jak twarda i stanowcza jest postać którą odgrywał. Były też sceny mocno przerysowane, no ale widok "błaznującego" Holoubka i humorystyczne kwestie wypowiadane oto tak, jakby od niechcenia, jakby się nic nie wydarzyło. Magiczne aktorstwo. Inteligentne...

Brak komentarzy: