środa, 11 marca 2009

Tajne przez poufne


Tylko dlatego, że mam do braci Coehn zaufanie przebrnąłem przez pierwsze pół godziny. Wiadomo, czasem potrzebne wprowadzenie, by potem akcja była zrozumiała. Są jednak takie filmy w których niewiele się dzieje od początku do końca. Ten do nich nie należy i dalej było już z górki, śmiesznie i pomysłowo. Porcja fajnego sytuacyjnego i słownego humoru. Taki jak lubię. Bez specjalnych wygłupów (oprócz B. Pitta, ale to była rola dla niego, znów grał pana Blacka tylko wtedy pod tym nazwiskiem kryła się śmierć, teraz idiota). Lubię grę Johna Malcovitcha, nie zawiół mnie i tym razem. To nie jest sympatyczny typ, ale kino takich również potrzebuje. Zresztą to kolejna rola gdzie ma naprawdę przerąbane. Bardziej miał tylko w "Być jak John Malcovitch". Oglądałem go jakieś osiem lat temu i do tej pory pamiętan go dość dokładnie. To był prosty, bez wielkiego rozmachu oparty na bardzo ciekawym pomyśle film (to biurowe półpiętro było kapitalne).
A ten - taki do obejrzenia, do pośmiania.

Brak komentarzy: