środa, 13 maja 2009

Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie - Wszystkie rodzaje śmierci

Na podstawie "Siddharthy" Hermanna Hesse.
Miejsce miałem fantastyczne - dwa metry od aktorów, a sama scena została zrównana z widownią. Już na samym początku owładnęły mną obawy "jak niewiele zrozumiem z tej sztuki". Lekarz z dylematami. Polacy na wczasach w Indiach. Afirmacja pustki. A wszystko położone na dalekowschodniej filozofii
Dialogi typu -
"- A jeśli tam nic nie ma?
- To jest tam pusto.
- Czy jeśli poznam prawdę o tym, znajdę sens?
- To twoja droga, ja mogę Cię jedynie z niej wyprowadzić"
itd. Sam mogę takie farmazony wypisywać, a końcowe
"- A jeśli chciałbym zostać Bogiem?
- Możesz, to twoja decyzja.
- Tak, chcę."
I choć to słowa lekarza, który ma podejmować decyzje o ludzkim życiu lub śmierci nie zmienia to faktu, że jest to klasyka myśl nurtu new age (na którą byłem gotów). Moje przekonania nie są tu istotne, a takie sekwencje to jedynie banalny przemyt ideologiczny. Nie zrobił on na mnie wielkiego wrażenia. Realizacja, ona mnie pochłonęła. Nie tylko gra aktorska decyduje o jakości tego przedstawienia. Dużo pracy przy dźwięku, bardzo dużo przy wizualizacji zsynchronizowanej z sytuacją na scenie. I gra świateł. I... były sytuacje, że od tego przepychu informacji wysyłanych ze sceny coś gubiłem, coś umykało. Patrzę na aktorów, skupiam się nad sensem wypowiadanych przez nich słów, a tymczasem wyświetlany jest na ekranie w dość szybkim tempie tekst tłumaczący niektóre sytuacje. Coś kosztem czegoś. Pierwszeństwo ma aktor.
Tyle na gorąco;)

Brak komentarzy: